środa, 14 maja 2014

Rozdział 9

 *KAJA POV

-Wpuść mnie idiotko! - usłyszałam w drzwiach. Nie dość że popchnęła mnie na drzwi, to jeszcze wydzierała się na cały dom - Gdzie Liam? - Maria wpadła do mieszkania jak strzała. Zdziwiona poszłam za nią, chciałam zobaczyć, jaką awanturę zaraz narobi Liam'owi - A teraz jedziemy do domu, w tej chwili!
-Maria.. - zaczęłam ironicznym tonem - Maria, nie chcę być nieuprzejma, ale byłabyś tak miłą i nie darła mordy na całe mieszkanie? Ludzie tu chcą spać. - wypaliłam. Taka była najoczywistsza oczywistość. Zachowywała się jakby była u siebie w domu.
-Nie obchodzą mnie ludzie. - mruknęła. Przewróciłam oczyma. Aż się nie chciało słuchać jej żenujących odzywek. Po prostu sobie odpuściłam. Wciąż ta sama gatka. A kto ją obchodzi? Nawet Liam tak naprawdę pewnie ją nie obchodzi, tylko jest z nim dla pieniędzy. A zresztą, nie wnikam w ich problemy. Najważniejsze jest to, jak ona go w ogóle traktuje.
-Nie szarp go. - zwróciłam jej uwagę.

-Co nie szarp? - spytała najpierw w miarę cicho - Co nie szarp?! - powtórzyła agresywniej - Będę sobie z Nim robić, co tylko zechcę, a Tobie nic do tego, ruda głowo.
-Jak ją nazwałaś? Ruda głowa? - usłyszałam za plecami głos Hadley. Ocalenie. Tylko na nią można liczyć. Jedna z normalniejszych osób tutaj.

*Hadley POV

-Słuchaj mała dziwko, zamknij się, albo stąd wylecisz zanim zdążysz mrugnąć okiem. A jak po dobroci nie opuścisz tego miejsca, to cię sama do tego zmuszę. To jak? Zostajesz, czy pomykasz?
-Bez niego się nie ruszam, rozumiesz?
-Niech Liam sam zdecyduje. Do jasnej cholery, on nie jest dzieckiem, a ty bynajmniej traktujesz go jakby był kimś lub czymś pomiędzy dzieckiem a rzeczą. Uspokój się trochę. - miałam mieszane uczucia. Bardzo wkurwiła mnie ta cała postawa Marii. Robiła z siebie byka w cyrku. Czas było to zakończyć.
-Liam, wracamy do domu? - dziewczyna zwróciła się do niego.
-Mario, ja.. Hadley. - spojrzał na mnie zmieszany. Próbowałam wesprzeć go telepatycznie. Biedak. Ja na przykład, nigdy bym się z kimś takim nie związała. Widać przecież, że ona wcale a wcale go nie kocha. Miłość chłopaka i dziewczyny, ale taką prawdziwą, naprawdę prawdziwą miłość widzi się czasem z daleka, a od nich bije jej blask. A tu, nawet iskierki nie ma - Pójdziemy już. - co go dręczyło? Czy on tej idiotce nie umie się postawić? To już jest jakaś paranoja, sama nie wierzę w to na co patrzę.

  I wyszli. Ale Kaja wybiegła za nimi. Pobiegłam za nią, bo nie wiedziałam, jakie ona ma zamiary. A trochę się bałam.
-Liam! - chłopak odwrócił się na chwilę.
-Coś jeszcze, ruda głowo? - ta żmija była nie do zniesienia już.
-Nie nazywaj jej tak, bo niedługo naprawdę wytrącisz mnie z równowagi i moja pięść wyląduje na twojej twarzy. - pogroziłam jej. No jędza jedna.
-Nie moja wina, że ta marchewka zaczepia mojego chłopaka.
-Daj jej dojść do słowa, dobrze? - poprosiłam z tak bardzo ironicznym uśmieszkiem. Coś strasznego.
-Oni nie mają o czym gadać. Idziemy. - i rzeczywiście, zrobiła to, pchała biednego Liama w stronę tego samochodu, wręcz przemocą go tam zaciągała. Serio, jeszcze raz ją zobaczę, to obiecuję, że poważnie obiję jej tę jej bużkę.

  Wróciłyśmy do domu.
-Co chciałaś mu powiedzieć? - spytałam jej. Spojrzała na mnie smutno. Objęłam ją ramieniem.
-Nie wiem, miałam ochotę coś zrobić.. Czy ty widzisz, jak ona go w ogóle traktuje?
-Niestety tak. - miała rację, jak ona go w ogóle traktuje? Jak psa, a nawet gorzej. Wydaje mi się, że ona naprawdę tylko żeruje na jego forsie i nic więcej.
-Widziałaś, w jakich ciuchach ona chodzi? Z opowiadań Liama, wiem, że Maria jest najlepszą gimnastyczką w całym Yorkshire.. I załatwiła mu lepszą posadę. Może właśnie dlatego, on tak bardzo jest w nią zapatrzony? On jest zbyt dobry, jest cholernie wdzięczny jej za to, że dzięki niej, ma świetną pracę, w której dużo zarabia, ale mimo wszystko, mówił też, że poznali się w nietypowy sposób, kiedy to fizycznie Maria potrzebowała pomocy. Ona nim manipuluje, mówię Ci.
-Chętnie bym to sprawdziła.

-Chyba sobie żartujesz, jakby cię przyłapała ona sama na szpiegowaniu marny byłby Twój los. Nie ryzykujmy, chociaż na razie. Poczekajmy, aż się wszystko wyjaśni. Spotkam się z Liamem wkrótce jeszcze raz, ale bez niej. Pogadam z Nim szczerze, może coś wskóram, może czegoś się dowiem i ci powiem. Na razie, mamy jeszcze tydzień wolnego, więc się nim cieszmy. - usiadłam na segmencie kuchni. Kaja nalała nam soku pomarańczowego. Świeży, zimny sok, to najlepsza ochłoda dla organizmu, zwłaszcza po tak nerwowej sytuacji. Może trochę ochłoniemy.
   Po chwili do kuchni wszedł Harry wraz z Louisem, w samych bokserkach. Zakryłam ze wstydu za niego oczy, a Kaja zachichotała.
-Ktoś się kłócił? Czuć to w powietrzu. - powiedział Louis i wziął odświeżacz w sprayu spryskiwając całą kuchnię. Zaśmiałam się, on to umie rozładować atmosferę, muszę mu to przyznać.
-Kłócił się, i to ostro. - powiedziała Kaja, a ja pokręciłam z dezaprobatą głową. - Hazz, Lou, zróbcie coś, Liam wpadł w sidła Marii, to wasz przyjaciel, nie możecie tego tak zostawić. - dziewczyna miała rację, tak być nie może.
-Pogadam z nim. - oznajmił Hazz. Spojrzałam na niego błagalnie - Ja z nim pogadam, ty działaj w inny sposób. Do szczerych rozmów ty się nie nadajesz. Zawsze mówisz nieprzemyślane rzeczy, zwłaszcza jak rozmawiasz ze mną.
  Chwila ciszy. Harry przetwarzał najwyraźniej słowa, które powiedziałam do niego przed chwilą. Ale ciszę przerwał dzwoniący telefon Kai. Milczeliśmy, a ona odebrała.
-Tak, mamo, nic mi nie jest... - cisza - Zaraz wrócę, spokojnie. Do Doncaster Town Center jest dziesięć minut stąd, pojadę metrem, nie martw się. - skończyła rozmawiać. Spojrzałam na nią.
-Muszę już lecieć, mama się niecierpliwi, muszę zostać z ojcem...
-A co z Twoim ojcem? - spytałam delikatnie.
-Jest ciężko chory od paru lat. - powiedziała cicho, bez uczucia, po czym poszła na górę. Pewnie po swoje rzeczy.
-Biedna ona i Liam też. - stwierdziłam. Harry objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
-Jesteś wspaniałą przyjaciółką dla nich, Hadley. Tak bardzo martwisz się zawsze o wszystkich, taka z Ciebie altuistka.
-Przestań. - westchnęłam - Serio tak uważasz?
-Nie tylko ja tak uważam. A ty jak sądzisz, Loueh?
-Jesteś boska. - powiedział i położył rękę na moim ramieniu uśmiechając się słodko.
-A ty jesteś wspaniałym chłopakiem, Hazz.
-Ekhem...
-A ty wspaniałym... Przyjacielem i organizatorem imprez, Lou. - obdarowałam go całusem w policzek, a on jak wniebowzięty udał, że wpada na ścianę.


 ______________________________________________________________________

  Ja i Harry też musieliśmy wracać po jakimś czasie, bo moja ciotka pewnie dostaje szału, że już rano, a mnie w domu nie ma. Porażka, nie chciałam tam wracać.
   Hazz odpalił samochód. Te urodziny byłyby idealne, gdyby nie Maria. Tak, ona winna wszystkiemu. Wszystkiemu dosłownie.

-Pomożesz mi z Liamem? - spytałam znów. Patrzył uparcie na drogę i zacisnął dłonie na kierownicy, po czym usłyszałam jakieś jedno krótkie słowo, ale że wypowiedział je pod nosem, w ogóle go nie zrozumiałam- Co?
-Nie. - teraz usłyszałam.
-Co? - to nie dlatego, że go znów nie zrozumiałam, to dlatego, że nie rozumiem o co mu teraz chodzi. Przecież jeszcze jakieś parę minut temu mówił co innego.
-Nie, po prostu nie.
-Chyba się przesłyszałam. Dlaczego nie? - chłopak nie odpowiadał. Teraz to myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok- Słyszysz?! Odpowiedz mi!
-Zamknij się.
-Słucham?



_______________________________________________________________________

Yep! Skończyłam, w końcu.
Liamkowa, możesz być dumna, wreszcie długi mi wyszedł!
I co sądzicie?
Komentujcie misiaki ♥