sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 10


- To co słyszałaś. Zamknij się wreszcie.
- Harry, czy tobie całkowicie odwaliło? Dlaczego tak się do mnie odzywasz?! - zawołałam oburzona. Nigdy tak się nie zachowywał.
- Przestań mi wreszcie mówić o Liamie i Marii! To jest ich życie i nie mam najmniejszego zamiaru się w nie wtrącać. Czy tobie podobałoby się, gdyby w nasz związek wchodziła ze swoimi zasadami na przykład Kaja?! - byłam bardziej zdziwiona niż wzburzona. Harry nigdy nie podniósł na mnie głosu. Nawet jak się kłóciliśmy to starał się mówić spokojnie. Czasami zdarzyło mu się powiedzieć coś pół tonu głośniej, ale nigdy aż tak. Zabolało mnie. Tym bardziej, ze tu chodziło o związek jego najlepszego kumpla. Według niego lepiej być obojętnym. Obojętni są zawsze najgorsi. Może brunet ma rację, ale ja tego tak nie zostawię. Liam wyraźnie błaga o pomoc. Jego oczy mówią bardzo wiele.Odwróciłam się od Harrego i spojrzałam w okno. Zranił mnie, bardzo. Akurat teraz, gdy potrzebuję jego pomocy on ma mnie w dupie.Nasz samochód mknął trasą, pojawiły się znajome budynki Holmes Chapel.
- Zatrzymaj samochód - powiedziałam beznamiętnie. Harry spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie zrozumiałeś? Zatrzymaj samochód. Dalej pojadę autobusem.
-Hadley... przepraszam to nie miało tak zabrzmieć... - dopiero teraz zrozumiał swoje zachowanie.
- Zatrzymaj kurwa ten samochód, bo jak nie to z niego wyskoczę. Przegiąłeś. - Brunet wiedząc iż naprawdę mogę wyskoczyć zjechał na pobocze. Otworzyłam drzwi, gdy poczułam jego doń na moim nadgarstku.
- Wybacz mi... - poprosił. Wyszarpnęłam się i wysiadłam z całą mocą zatrzaskując drzwi. Ruszyłam w stronę przystanku autobusowego, który na szczęście był niedaleko. Harry cały czas za mną powoli jechał, ale ja sprawiałam wrażenie jakby go nie było. Cały czas coś do mnie mówił
- Hadley, kochanie porozmawiajmy. Spróbuj mnie zrozumieć... - i tak dalej. Usiadłam na ławeczce i czekałam. Miałam szczęście. Pięć minut później pojawił się autobus i Harry zmuszony był jechać dalej. Już nie chodziło o to, że zdenerwował mnie swoim zachowaniem. Ja po prostu byłam smutna. Sprawił mi przykrość, nie spodziewałam się, że moja ostoja i przystań odwróci się ode mnie. Zmęczona dotarłam do domu. Ciotka nadal musiała być u kuzyna. Niby impreza miała być u mnie, ale bałam się. Na szczęście Lou mnie wyratował. Bez życia zwaliłam się na kanapę i tam już zostałam. Po prostu usnęłam! Nie słyszałam dzwoniącego telefonu ani dobijającego się do domu Harrego.
Obudziłam się dopiero wieczorem. Poczułam, że jestem przykryta kocem. To dziwne, bo nie pamiętam abym się przykrywała. Obok mnie na fotelu siedziała ciotka i oglądała jakiś program dokumentalny w telewizji. Podniosłam się i przetarłam oczy, czym przykułam jej uwagę.
- O już wstałaś? Przykryłam ci kocem, zrobiło się chłodno pod wieczór. - Wpatrywałam się w nią szeroko otwartymi oczami. Miałam ochotę przetrzeć je jeszcze raz. Czyżbym nadal śniła?
- No co? - zauważyła moje dziwne zachowanie.
- A gdzie podział się sarkazm, wiecznie niezadowolona mina i wrzaski? Jak to możliwe, że rozmawiamy normalnie bez awantury i jak to możliwe, ze przykryłaś mnie kocem?! - Moje zdziwienie było jak najbardziej szczere. Ona nie umie być miła!
- Powiedziałam ci już dawno, że nie chcę się kłócić - odparła leniwie po czym wstała i ruszyła do przedpokoju.Cały czas przetrawiałam jej słowa. Ona się nie chce kłócić? Ona, która zawsze wywoływała wszystkie kłótnie?!
Po chwili wróciła z ładnie opakowanym ozdobnym papierem pudełkiem. Wręczyła mi go z łagodnym uśmiechem.
- Wszystkiego Najlepszego w dniu osiemnastych urodzin - Czy ja śnię? Z wahaniem odebrałam prezent, traktując go jak największą bombę.Ostrożnie rozpakowałam pakunek i zaniemówiłam. W środku było wspólne zdjęcie moje i mamy. Moje ulubione. Było dużych rozmiarów. Moje oczy wypełniły się łzami.
- Twoja mama by się teraz cieszyła. Jej mała córeczka kończy osiemnaście lat - powiedziała cicho Anabelle. Wpatrywałam się w nie jakby był to diament, albo rubin. W moich oczach to zdjęcie było diamentem.
- Tak bardzo mi jej brakuje - powiedziałam cicho wypuszczając na wolność łzy. I wtedy ciotka zrobiła coś czego nie spodziewałabym się nigdy w życiu. Przytuliła mnie mocno, szczerze. Ona też płakała. W sumie była to jej siostra. W ten wieczór odeszły w zapomnienie wszystkie kłótnie, zatarcia i rany. Liczyły się tylko wspomnienia.


Perspektywa Kai

- Dziękuję pani Kajo, że zgodziła się pani zająć przez chwilę ojcem. Ja naprawdę musiałam coś załatwić. Więcej się to nie powtórzy.  - usprawiedliwiała się Christa, opiekunka taty. Byłą to bardzo miła kobieta po czterdziestce.
- Przecież to mój tata - odparłam spokojnie z uśmiechem. - nic się nie stało. Niech pani się nie krępuje do mnie dzwonić. Zawsze przyjdę zająć się tatą. A teraz będę już uciekać. Do widzenia.
- Z Bogiem dziecko - uśmiechnęła się. Zamyślona schodziłam po schodach. Myślałam o tacie. Zostawił nas, gdy miałam czternaście lat. Dwa miesiące po jego odejściu miał wypadek samochodowy. Lekarze nie dawali mu żadnych szans. Mimo to przeżył, chociaż nie wiem czy można to tak nazwać. Porusza się na wózku. Nie mówi, nie je samodzielnie, oddycha za pomocą rurki.... Nie ma z nim żadnego kontaktu. Nawet ci nie powie, żebyś zmieniła mu pieluchę bo w nią nasrał... Nie wydaje żadnych dźwięków. Z odszkodowania jakie wypłaciła mu firma mama zamontowała w jego mieszkaniu, które wykupił po odejściu wszystkie specjalne wyposażenia dla takich ludzi. Wynajęła pielęgniarkę, która wprowadziła się do ojca troszcząc się o niego. Christa nie miała dzieci ani męża, było więc jej to na rękę. Po tym wszystkim odcięłyśmy się od ojca. Mama nigdy nie wybaczyła mu tego, ze po prostu stchórzył i odszedł. Czasami go odwiedzamy, jak na przykład dzisiaj. Są to wypadki, w których Christa musi coś załatwić, a stan ojca nie pozwala go zostawić samego nawet na pięć minut. W tym czasie na przykład rurka, dzięki której oddycha może się odczepić....
Moją uwagę przykuły jakieś krzyki. Kłóciła się jakaś para w tym korytarzu , który właśnie mijałam. Skądś znałam te głosy... Wcisnęłam się między ścianę i nasłuchiwałam.
- Wynoś się ty popierdolona cioto! Mam cie serdecznie dosyć! Oni wszyscy cie omamili! - krzyczała kobieta.
- Nikt mnie nie omamił, Kaja i Hadley bardzo mi pomagają - O Mój Boże, to Liam!
- W takim razie idź sobie do tej swojej rudej małpy! - Maria. Nikt inny. Siłą myśli powstrzymałam się, aby tam nie iść.
- Nie nazywaj tak Kai, rozumiesz? Wystarczająco ją zraniłaś! To cudowna dziewczyna. A ja nigdy już nie będę Twoim chłopcem an posyłki. Skończyło się. - on mnie obronił! Co więcej, postawił się Marii!
- Nie rozumiem cie Liam. Zostawiasz mnie dla jakiejś małej rudej suki?
- Maria ostrzegam cię - Liam podniósł głos. Postanowiłam działać, koniec tego dobrego. Wyłoniłam się z mroku i podeszłam do Marii. Widziałam zdziwienie jej i Liama. W sumie to się im nie dziwię. Skinęłam głową do Liama i popatrzyłam w oczy Marii.
- Może teraz powiesz mi co do mnie masz. Ta ruda suka wszystko słyszała. Na prawdę nie rozumiem jak mogłaś tak traktować tak wspaniałego chłopaka, jakim jest Liam. Jesteś podłą szmatą i życzę ci abyś podczas skoków wzwyż nadziała się na tą tyczkę. Chodź Liam - złapałam bruneta za rękę i ruszyliśmy ciągnąc za sobą jego walizkę. Maria coś do nas krzyczała, jednak nie reagowaliśmy na to. Poszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławeczce. Liam postawił obok swoją walizkę.
- Będę musiał zadzwonić do Louisa. Może mnie przenocuje parę dni.
- jeśli się nie zgodzi to bez problemy możesz zamieszkać u mnie - zaoferowałam się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Liam zaśmiał się.
- Dzięki Kaja, to miłe z twojej strony, ale myślę, że Lou jednak się zgodzi.
- To ja dziękuję tobie. Obroniłeś mnie przed słowami Marii. Jestem ci wdzięczna.
- Drobiazg. Wreszcie jej się postawiłem.
- O co tym razem poszło? Założyłeś czarne skarpety, a ona chciała aby były białe? - zapytałam z uśmiechem. Liam sie zaśmiał.
- Nie tym razem poszło o coś poważniejszego. Wypomniałem jej co zrobiła na przyjęciu Hadley i po nim. Chciałbym cię przeprosić w jej imieniu za wyzwiska kierowane w Twoją stronę. - powiedział cicho.
- Liam przestań, nie przejmuj się nią ani mną. Cieszę się, że w końcu zrozumiałeś, ze ona cie wykorzystuje. - przykryłam jego doń swoją. Nie wyrwał się.
- A właśnie co ty robiłaś w tym bloku? - Opowiedziałam mu w skrócie historię mojego ojca. Trochę się przy tym wzruszyłam. Nie jest łatwe opowiadać komuś, jak Twój ojciec zostawia cię w wieku w którym dorastasz i najbardziej potrzebujesz miłości rodziców. Liam przytulił mnie do siebie.
- Kaja, nie płacz. Nie cierpię kiedy ktoś przy mnie płacze. A ty jesteś piękna i nie powinnaś się załamywać. - podnosił mnie na duchu. Wtuliłam się w jego ciało. Miał piękne perfumy.
- Dziękuję - szepnęłam. Wydmuchałam nosa i otarłam oczy.
- Do usług. Lubię, kiedy kobiety wypłakują się na moim ramieniu - zaśmiał się.
- Czy... wrócisz do Marii? - ach ta moja bezpośredniość! Liam skrzywił się.
- Nie wiem. Nic już nie wiem. Mam jej dosyć, ale chyba nadal ją kocham... Pogubiłem się już.
- Dam ci radę. Nie patrz nigdy w przeszłość, bo była przerażająca - powiedziałam cicho, co przykuło wzrok Liama. Jednak nie wytłumaczyłam mu sensu swoich słów. Jeszcze nie teraz. Nie dam rady opowiedzieć mu, dlaczego to zdanie jest moim motto.


--------------------------------------------------------------------------------
Cześć Wam :)
Wreszcie mamy pierwszą 10 >.< Po roku piania wow.
Teraz będziemy przyspieszać z akcją. Mamy już zaplanowane po ilu rozdziałach skończyć.
Nie wyszło nam. Pomysł fajny, wykonanie fatalne ;/
Jeśli ktoś jeszcze to czyta, niech pozostawi komentarz. Chciałabym zobaczyć ile was tak naprawdę jest.
Fajnie by było, jakbym weszła i liczba komentarzy byłaby dwucyfrowa. Wreszcie...
Trzymajcie się
Liamkowa♥