wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 6

Liam był nieprzytomny  przez dłuższy czas, więc złapałam go za rękę i zaczęłam wołać pomocy. Bez skutku. Harry nie mógł mnie usłyszeć. Dlatego właśnie zaryzykowałam. Wstałam. Zaczęłam biec wciąż wołając o ratunek. Nie miałam przy sobie w ogóle telefonu. To mnie wszystko przerosło. Zaczęłam płakać. Nie wiem, co się stanie Liamowi, ale oby nic. Tak bardzo się o niego martwię. Nie chcę go stracić. Lubię go bardzo. Musiałam jak najszybciej znaleźć Hazzę i samochód. To nie powinno być trudne. Przecież odeszliśmy od niego tylko parę metrów. Nie dowierzałam. Jeśli go znajdę, to będzie cud. On wie jak się zachować w takiej chwili. W końcu był ratownikiem. Na niego tylko mogłam liczyć.
-Harry! - darłam się - Harry!! - i jeszcze głośniej - Jest tu ktoś?! - lamentowałam. Łzy spływały po mojej twarzy cienkim potokiem. To nie na moje siły. Czas się wziąć w garść, wiem. Wybrałam sobie skrajny punkt, który może być charakterystyczny. Muszę sobie przypomnieć. Rozejrzałam się. Już wiem! To ta skała. Skała lessowa. Widać ją tylko z tamtego miejsca. Idealnie. Przebiegłam las i rozejrzałam się znów. Zauważyłam go. Nareszcie. Czerwone Lamborghini stało tak samo, a mój chłopak opierał się o jego maskę znudzony.
-Hazz! - podbiegłam do niego.
-Co się stało, kochanie? Gdzie Liam? - złapał mnie za ramiona widząc moje przerażenie.
-Liama potrąciło auto. Chodź szybko, zostawiłam go tam.. Nie wiedziałam, co robić. Ty mu pomożesz. Możesz zrobić każdy zabieg ratujący życie, prawda? - wydyszałam.
-Mogę. Szybko. - zagrzał mnie i pociągnął za rękę. Oboje zaczęliśmy biec. Zaprowadziłam go. Udało mi się. Łatwo przyszło łatwo poszło. Wystarczyło tylko znaleźć ten skrajny punkt. Nadal leżał tam nieprzytomnie. A ja nadal płakałam patrząc na niego. Miał kilka zadrapań. Jego twarz była spokojna. Wyglądał jakby spał. Był taki spokojny. To sprawiało, że jeszcze bardziej histeryzowałam.
-Harry, zrób coś..
-Czekaj. - chłopak przyłożył ucho do jego klatki piersiowej - Nie oddycha. Musiał dostać ostro w klatkę. Muszę go reanimować, Al. Innego wyjścia nie ma. - tak robił. Uciskał mu klatkę jak podczas sztucznego oddychania.  Stosował metodę usta-usta. A ja klęczałam i trzymałam go za rękę. Zadzwoniłam w tym czasie po pogotowie z jego telefonu, który dopiero później znalazłam w jego kieszeni
- Kurwa, wreszcie! Złapałem puls. - przestał go reanimować. Akurat w tej chwili usłyszeliśmy z dala syrenę pogotowia. W samą porę. Jeszcze żeby tylko Liam był już w karetce i żeby wszystko było okej, to ten dzień nie będzie taki straszny. Zalałam się słonymi łzami. Dosłownie. Ale byłam taka dumna z Harrego. Uratował go. Tak jak kiedyś mnie.


Karetka zabrała Liama. Okazało się, że Harry przywrócił mu akcję serca w porę, inaczej, chłopak by umarł. Tak powiedział sanitariusz. Mieliśmy totalne szczęście. Payne obudził się dopiero w pojeździe. Nic takiego mu się nie stało. Miał tylko parę zadrapań, a  to, że stracił przytomność, było zwyczajnym efektem ubocznym. Cieszyłam się z tego powodu bardzo.
-Gdzie jestem? - spytał zdezorientowany.
-W karetce. Liam, Harry uratował Ci życie. A było zagrożone. Możesz mu wiele teraz zawdzięczać.
-Jeśli to prawda, to dzięki stary. - kaszlnął lekko - Nic mi nie jest.
-Pojedzie pan na obserwację..
-Chwila, gdzie mój samochód? - przerwał sanitariuszowi.
-Odholowali go. Znaczy, pomoc drogowa. Zadzwoniłam po pomoc drogową. Będzie dobrze. Będziesz mógł go nawet dziś odebrać.- uspokoiłam go.
-Wspaniale. Pomyślałaś o wszystkim. Jesteś aniołem. - powiedział, łapiąc mnie za rękę. Uśmiechnęłam się na widok jego wesołej już twarzy.Wszystko było w porządku. Lekarz obejrzał go, wszystko było w jak najlepszym stanie. To auto tylko go drasnęło. Dobrze, że jednak dzisiaj będzie mógł wyjść. No tak. Było idealnie, dopóki dopóty jakaś laska nie wpadła na salę.
-Liam! - była to dziewczyna wysoka, o naturalnie kręconych czarnych włosach. Miała na sobie dosyć drogie ubrania i drogie akcesoria. Bardzo atrakcyjna. Poczułam się przy niej jak ociężały słoń. Moja świetna sukienka przy jej żakiecie i spodniach wydawała się śmiesznym łachmanem. Wtedy, dotarło do mnie, że może to być jego dziewczyna, Maria. Na pewno. Nie miałam wątpliwości
- Co wy kurwa mu zrobiliście? Czy ten psychol go pobił? - wskazała na Harrego.
-Nie mów tak do niego. On mu uratował życie! - wrzasnęłam zaskoczona - A tak w ogóle, kim jesteś? - spytałam dla pewności, aczkolwiek bałam się odpowiedzi.
-Jego dziewczyną, debilko I... Czemu masz na sobie moje buty?! - laska podeszła do mnie. Na jej twarzy malowała się wściekłość. Wyglądała jakby bała się, ze pogryzę i połknę w całości te jej sandałki.
-Co, pobijesz mnie za to? Jestem jego przyjaciółką, pożyczył mi.. Nie możemy po prostu zacząć od nowa, na spokojnie? Co się czepiasz?
-Denerwuje mnie takie coś. Odwalcie się od niego. - Wkurwiająca pani. - Nie będę się z wami zadawać.
-Maria, daj spokój. Gdyby nie oni, pewnie bym już nie żył. - Liam siedział już na wózku i z niedowierzaniem spoglądał na swoją zarozumiałą dziewuchę. Gdyby nie ręka Harrego rozszarpałabym ją pazurami. Liam nie zasługuje na taką pizdę.
-To zmienia postać rzeczy. Odebrałam Twoje auto. Zabierasz nas do domu. Siebie i mnie. A was nie chcę widzieć na oczy. Moje buty mają wrócić, jasne? - spiorunowała mnie wzrokiem i zaczęła pakować do swojej torby rzeczy Liama. Myślałam, że jest fajniejsza. A zachowuje się jak suka. Takie one zwykle są. Zimne i niedostępne. Spojrzałam na Liama. Gestem zaczął nas przepraszać. Pokazałam, ze wszystko w porządku. To nie jego wina.On nic nie zrobił. Maria podniosła dumnie głowę i wymaszerowała z sali
- Czekam na ciebie w samochodzie. Pożegnaj się z hołotą. Powiem ci skarbie, ze mnie zawiodłeś. Myślałam, że masz lepszych przyjaciół. - Wszystko się we mnie gotowało. Ja hołota ? To ona w takim razie Cruella de Mon. Biedny Liam. Szczerze mu współczułam.
- Przepraszam Was za nią. Porozmawiam z nią. Nie martwcie się. Ona jest taka tylko na początku. Później będzie lepiej.
- Sorry Payne, ale ci nie wierzę. Ja tej pani w życiu nie polubię.- powiedziałam stanowczo.
-  Hadley - złapał mnie za rękę - Daj jej szansę- w jego oczach widziałam nieme błaganie.
- No dobrze, ale zrobię to tylko dla ciebie. - wywróciłam oczami.
- Dzięki. - uśmiechnął się. - Harry tobie też.
- Trzymaj się stary - mój chłopak klepnął przyjaciela przyjaźnie w ramię. Ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Podwieziemy was - zaoferował się Payne. Ścisnęłam rękę Harrego. Lokowaty spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Wtedy zrozumiał moje ciche błaganie.
- Wiesz Liam, my z Hadley mamy jeszcze coś do załatwienia na mieście. Jedźcie sami. - zwrócił się do Liama.
- na pewno ? A jak później wrócicie ? - dopytywał przyjaciel.
- Liam jesteśmy w Doncaster. Tutaj też jeżdżą autobusy - przewróciłam oczami.
- No dobrze - westchnął brunet pokonany. - Ale odzywajcie się !
- Oczywiście - uśmiechnęłam się przyjaźnie. No ale oczywiście panna ,, Suka Maria" musiała wszystko zepsuć. Z racji tego, że staliśmy blisko samochodu Liama, nie dało się zobaczyć, jak kapryśna dama odsuwa szybę samochodu i patrzy na nas krytycznie.
- Liam - odezwała się chłodno - możemy już jechać ? Jestem zmęczona po całym dniu pracy. Chciałabym wziąć kąpiel.
- Tak, oczywiście - powiedział posłusznie chłopak. Szczerze ? Nie wyglądali jak para. Raczej jak dama i jej lokaj. Liam zrób to, Liam zrób tamto, Liam zrób siamto. Nie rozumiem Liama. jak on pozwala tak sobą pomiatać ?! W tym czasie Maria odnalazła mnie wzrokiem.
- Buty - wycedziła mierząc mnie wymownym spojrzeniem. Wkurwiona do granic wytrzymałości odpięłam je i cisnęłam nimi w lokowatą. Złapała. Jaka szkoda.
- Zjedz je sobie kurwa - mruknęłam.
- Chcesz mnie zabić ?! - pisnęła oburzona.
- Uwierz, że marzę o tym - powiedziałam dobitnie po czym odwróciłam się do niej dupą i ruszyłam powolnym krokiem - Cześć Liam ! - krzyknęłam na odchodne. Harry szedł za mną. Widziałam jeszcze jak Payne odpala swoje cacko i znikają z pola widzenia. Nagle dobiegł do moich uszu rechot Harrego.
- No i z czego się śmiejesz ?! - spojrzałam na niego z niezadowoleniem.
- Wy się chyba nie polubicie - wykrztusił.
- Ja z tą szmatą ? W życiu ! - Parsknęłam.
- Mnie też nie przypadła do gustu. Co ten Payne w niej widzi ?
- Nic. Liam ma po prostu za dobre serce. Twierdzi, ze nie może zostawić Marii, gdyż załatwiła mu pracę i inne duperele. Już dawno go przejrzałam. A dzisiaj tylko to się potwierdziło.
- Trzeba czym prędzej wyciągnąć go z tego gówna. - powiedział zdecydowanie Styles.
- I o właśnie w tobie lubię Harreh - cmoknęłam go w policzek.
- Chodź kupimy ci buty Księżniczko - zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w stronę pobliskiego sklepu z obuwiem.

Perspektywa Kai

- Je pierdziele jakie nudy ! - mruknęłam do siebie. Mama poszła do pracy,a ja zamulałam pół dnia. Kompletnie nie miałam pojęcia jak spędzić ten dzień. W końcu wpadłam na mało oryginalny pomysł, a mianowicie na zakupy.  Zabiją czas, a i może trafię na jakieś butki po przecenie? Ostatnio musiałam się pożegnać z ulubionymi trampkami. Były już tak zniszczone, ze mama nie mogła na nie patrzeć i po prostu je wywaliła ! Bez żadnej konsultacji ze mną ! Westchnęłam. Udałam się do pokoju i wzięłam do ręki skarbonkę. Wygrzebałam z niej niezłą sumkę. Sporo się tego uzbierało. Myślę, że wystarczy na niejedne trampki. Było dzisiaj bardzo gorąco, więc postawiłam na ,,lekki" ubiór. Założyłam białe spodenki, wpuściłam w nie pistacjową koszulę, a na nogi założyłam  śliczne koturny. Włosy podtrzymałam okularami przeciwsłonecznymi. Rozpuściłam je, gdyż tak jest mi najwygodniej. Do torebki wrzuciłam  portfel, telefon, chusteczki, błyszczyk, lusterko i inne duperele potrzebne do życia kobietom. Zamknęłam dom na dwa razy, klucze również wrzuciłam na dno torebki. Mieszkałam prawie w centrum, więc po krótkim czasie byłam w sercu Doncaster, jeśli można tak powiedzieć. Wstąpiłam do mojego ulubionego sklepu z butami. Lubiłam go, gdyż w tym sklepie były buty na każdą okazję. Trampki, koturny, sandałki, balerinki, trapery - wszystko. Mogłam w nim kupić buty na każdy sezon. Od razu przeszłam do półki z trampkami. Zaczęłam wybierać. Kiedy przymierzałam kolejną już parę usłyszałam znajomy głos.
- Hazz zobacz jakie śliczne buty ! Daj mi moją torbę, muszę je przymierzyć. Mam nadzieję, że będzie odpowiedni numer! - Podniosłam głowę i ujrzałam.....
Hadley ! - prawie pisnęłam.
- Kaja ? Witaj ! - podbiegła do mnie. Zaczęłyśmy się przytulać i śmiać, jakbyśmy nie widziały się do roku.
- Harry poznaj Kaję, o której tyle ci opowiadałam, Kaja to z kolei jest Harry. Mój chłopak. - Podaliśmy sobie dłonie na przywitanie.
- Wiele o tobie słyszałem Kajo - powiedział Harry tym swoim głębokim głosem
- Ja również - uśmiechnęłam się. Hadley po przymierzeniu butów postanowiła je zakupić. Harry trzymał w rękach śliczne sandałki. Ja miałam dwie pary trampek. Zapłaciliśmy za zakupy po czym udaliśmy się na lody. Kiedy tak sobie jedliśmy wpadłam na pewien pomysł.
- Mieszkam niedaleko, może pójdziemy do mnie ?
- Czemu nie ? - zabrała głos Hadley - chciałabym obejrzeć Twoje dzieła - uśmiechnęła się.
- Nie przesadzaj - wywróciłam oczami.
- Malujesz ? - zapytał Harry. Był całkiem w porządku.
- Tak. Staram się o staż w Wolverhampton, ale raczej kiepsko to widzę - westchnęłam.
- Wolverhampton to rodzinne miasto Liama - zauważył Harry.
- Liama ? - zapytałam.
- To nasz przyjaciel - wyjaśniła Hadley. - Poznasz go na moich urodzinach. Masz przyjść pamiętaj.- ostrzegła.
- Jasne, przyjdę. Tylko adres mi podaj - uśmiechnęłam się.
- My po ciebie przyjedziemy - powiedział Harry.
- Ejj nie trzeba - zaczęłam, ale Styles został nie ugięty. Zapłaciliśmy za lody, po czym ruszyliśmy w stronę mojego domu. Jak dobrze, że mam porządek. Otworzyłam bramę wpuszczając przodem moich gości.
- Jak tu ślicznie - rozmarzyła się Hadley
- Dzięki, ogród sama projektowałam - uśmiechnęłam się skromnie.
- Dziewczyno ty masz ogromny talent ! Nie zmarnuj tego! - fascynował się Harry.
- No weźcie nie przesadzajcie. Ja nie da Vinci - parsknęłam śmiechem otwierając drzwi. Mamy jeszcze nie było. Pewnie zahaczyła o jakieś zakupy.
- No zapraszam - wpuściłam ich i zamknęłam drzwi.
- Coś do picia ? - zaproponowałam. Powiedzieli, że na razie nie, więc zaprosiłam ich na górę.
- Masz przytulny pokoik - zachwycała się Hadley, gdy już siedziała na moim łóżku.
- Dzięki, ale uwierz. Nieraz strasznie mi się w nim nudzi. Tak to jest gdy jest się jedynaczką.
- Wiem co czujesz - zgodziła się ze mną Hadley
- A ja tam nie wiem jak to jest - wysunął język Harry.
- Bo ty cienias jesteś - pocałowała go Hadley
- To kiedy jest ta twoja biba ? - zapytałam rozbawiona.
- W tą sobotę u mnie. Akurat ciotka wyjeżdża do jakiegoś kuzyna to będzie impra - tajemnica - odpowiedziała.
- Brzmi świetnie, a dużo będzie osób ? - zapytałam. Byłam spokojna tylko pozornie.
- No sporo ich trochę będzie. Wszyscy zaufani, nie martw się. Z każdym cię zapoznam. - obiecała.
- Jasne - mruknęłam pełna obaw. Nie podobała mi się wizja mnóstwa ludzi w ciasnym domu.
- Jakie to jest zajebiste ! - usłyszałam Harrego, oglądającego niedokończony jeszcze obraz widniejący na płótnie. - Kiedy go skończysz  chętnie go od ciebie kupię.
- Wiesz, w sumie nigdy nie sprzedaję swoich obrazów, ale dla ciebie zrobię wyjątek - uśmiechnęłam się, czym zaraziłam również Stylesa.

Hadley i Harrym spędziliśmy czas aż do wieczora. Bardzo się z nimi związałam. Mogę spokojnie powiedzieć, ze jesteśmy przyjaciółmi. Harry jest całkiem w porządku, a z Hadley tworzą parę idealną. Co więcej, ich wizyta sprawiła, ze nie bałam się urodzin Hadley już tak bardzo.  Jeśli będzie tak fajnie jak dzisiaj to nie mam nic do stracenia. Harry obejrzał wszystkie moje dzieła. No może oprócz jednego. Nie pokazałam im portretu tajemniczego chłopaka spotkanego w parku. No bo po co ? A jak go znają ? Lepiej poczekać. Na końcu ich odprowadziłam na przystanek i patrzyłam jak odjeżdżają autobusem, na który ledwo zdążyli. Śmiałam się wtedy do rozpuku. Biegnący Harry z Hadley na rękach - to trzeba przeżyć. Wróciłam do domu bardzo szczęśliwa. Humor od razu mi się polepszył. Poczekałam na mamę, a kiedy przyszła opowiedziałam jej o moich gościach. Powiadomiłam ją też o imprezie urodzinowej. Zgodziła się ze zdziwieniem, wiedziała bowiem , że nie przepadam za imprezami. Wydarzenia z przeszłości nie pozwalały mi wtedy. Mama się mnie wtedy o to zapytała a ja odpowiedziałam :
- Mamo, nie patrzę w przeszłość, byłą przerażająca - po tych słowach rodzicielka przytuliła mnie do siebie. Pokazałam jej również mój zakup. W ciszy podziwiałyśmy parę butów. Siedziałyśmy i wspominałyśmy do późna w nocy. Później zmęczona poszłam spać. Wszystko było jakby jaśniejsze. Dzięki dwójce niesamowitych ludzi.


----------------------------------------------------------------
Witam Was JESZCZE w starym roku ;) Tu Liamkowa♥ Chciałabym Wam życzyć Szczęśliwego Nowego roku, spełnienia marzeń, zdrowia, koncertu 1D no i czego jeszcze sobie życzycie <3 Jak widzicie Kaja  ma jakieś przeżycia związane z przeszłością ? Jak myślicie co to może być ? Wiem, ze jest was trochę ;) Dodawajcie się do obserwujących i komentujcie, bo to motywuje i sprawia radość. Wtedy wiemy, ze ktoś to czyta i ze mamy dla kogo pisać ♥

Love you all ♥

Liamkowa xx

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 5

Obudziłam się na ramieniu Harrego. Wszystko byłoby idealnie, gdyby mój wspaniały chłopak, nie dostał ślinotoku! Obślinił mnie całą. Nie dość, że się upił, to jeszcze... Kurwa, nasikał mi w buty. Co za cep! Tych butów, to ja już mu nie wybaczę. Przesadził.
    Wszyscy jak zwykle spali. Jak na poprzedniej imprezie. Przerażał mnie ten widok. Po prostu, zwyczajnie, wzięłam znów swoje ubrania i poszłam do łazienki się ubrać.
     Chciałam jak najszybciej, znów wrócić do domu. Z Harrym. Poproszę ciotkę, żeby pozwoliła mi u niego nocować. To największe, czego dziś potrzebuję.
  Dopiero w domu wezmę prysznic. Ubrałam się. Najzwyczajniej na świecie wsunęłam rurki na nogi. Wyciągnęłam z torebki szminkę i poprawiłam nią usta. Idealnie. Tyle wystarczy.

-Harry.. Harry! - próbowałam obudzić mojego śpiocha - Zmywamy się, póki te pijaki jeszcze śpią. - szepnęłam mu do ucha - Rusz się, głąbie! - zawołałam cicho. Na te słowa jego zgrabny tyłek gwałtownie zsunął się z łóżka na podłogę. Złapałam go za ucho i podniosłam do pionu.
-Auaa.. Kobieto, co się dzieje? Pali się? Louis wczoraj tyle wypił, do wieczora nie wstanie.
-Zupełnie jak ty. - wycedziłam. Chłopak wzruszył ramionami. Podałam mu jego ubrania.
-Ubieraj się, głupku. Będziesz mnie nosił na barana. Nasikałeś mi wczoraj na buty, ty flejo!
-Cii.. Bo wilk wstanie zaraz. - wskazał wzrokiem na Lou. Zniżyłam głos.
-Dobra.
-W ramach rekompensaty za te buty, ponoszę cię, ale kupię ci ładniejsze buciki. Przypomnij mi o tym. - kiwnęłam głową.
   Poczekałam na Hazzę, aż się ubrał w salonie, gdzie było parę porozwalanych krzeseł. Pomyślałam, że to Tomlinson znów szalał po pijaku. Procenty uderzyły mu do głowy. Jak zwykle.
  A na dole, spotkałam również Liama buszującego po lodówce.
-Czego tam szukasz?! - zapytałam głośno. Szatyn chyba mnie nie zauważył, bo podskoczył lekko ze strachu.
-Boże, Hadley, nie strasz mnie tak.. Już nie śpisz?
-Oczywiście, że nie. Czekam na tego głąba, aż się ubierze. Zmyjemy się, zanim te wariaty ujrzą światło dzienne. Moja ciotka pewnie wychodzi z siebie i staje obok, bo mnie nadal nie ma w domu. Ale mówiła, że pracuje na noc, więc powinna wrócić za godzinę.. Wiesz, Harry ma jakieś trzy procenty we krwi, nie mógłbyś nas zawieźć? Obawiam się, że z nim się nie da tak jeździć, dostaniemy mandat i dopiero będzie, bo on nie ma przy sobie kasy.
-Jasne. Najważniejsze jest bezpieczeństwo, co nie? Najpierw tylko coś wszamam. - pokręciłam głową - Co?
-Błagam Cię.. Teraz..
-Hm..
-Zajedziemy do Maca.
-No dobra. I tak mają zupełnie pustą lodówkę. - powiedział i zamknął ją. I zaraz zszedł na dół i Harry.
-Pakuj się do tego pięknego Lamorghini, Styles. Nie pozwolę ci prowadzić tego grata, zwłaszcza po pijaku.
-Jak sobie pańcia życzy.
-Schyl się. - nakazałam. Lokers posłusznie to zrobił, a ja wskoczyłam mu na plecy - Obiecałeś mi coś.
-Wiem.. - nie odrzekł nic więcej. Przecież miałam rację. Ma mnie nosić.
  Liam poszedł odpalić auto, a my tuż za nim.
Wsiadłam do pięknego wozu o białej tapicerce. Usadowiłam się bardzo wygodnie.
-Wreszcie porządne auto.
-Ej, Marina jest ponadczasowa!
-Nazwałeś to auto Marina? Czy w ogóle można to nazwać autem? - jak ja lubiłam go wkurzać.
-Bo cię nie będę niósł. Pokaleczysz się w nogi!
-Wiesz Hazz, modlę się, żebyś to był ty.
-Miłość kwitnie. Piękni i młodzi. - rzekł Liam sarkastycznie, po czym się brechtnął.
-I tacy idealni. - dopowiedział Styles.
-Czasem tak bywa, że się tyramy przez jakiś czas, a później i tak się kończy w łóżku.
-Ekhem.. - Harry kaszlnął - Tak. I to za każdym razem. Ale to miała być nasza tajemnica!
-Srak tajemnica, wszyscy wiedzą, że lubisz się pierdolić!
-Cicho.
-Okej, skarbie. - oparłam się o jego ramię - Widzisz? Już jest dobrze. - Liam pokręcił z niedowierzanie głową, po czym przekręcił klucz w stacyjce i ruszyliśmy.

   W połowie drogi, na jakiejś szosie samochód po prostu stanął, a z rury wydechowej słychać było buchanie i tłuczenie.
-Chyba rozrusznik się zjebał.
-Kurwa. Świetnie. - warknął Harry.
-Bez paniki.. - uspokoiłam go.
-Ja nie panikuję. Ja po prostu się śpieszę. - chłopak wysiadł. Zostałam sama. A oni coś zaczęli majstrować. Po pięciu minutach, usłyszałam Liama.
-Miałem rację. Zjebał się rozrusznik.. Harry, zostań tu i pilnuj samochodu. Hadley, pójdziesz ze mną  poszukać jakiegoś punktu, gdzie możemy prosić o pomoc. Chodź. - na jego życzenie wysiadłam.
-Ale Liam, ja nie mam butów..
-Poczekaj. - otworzył bag i wyjął ładną parę sandałów - To buty mojej dziewczyny. Nie obrazi się, jeśli pożyczysz. - wsunęłam szybko buty na stopy i poszłam za nim. Bałam się tylko o Harrego. Z nim nigdy nic nie wiadomo. A teraz, zostaje sam na szosie z drogim zapewne w chuj samochodem. Dobrze. Chyba mu zaufam.

Szliśmy tak jakiś czas w ciszy.
-Liam.. Mogę cię o coś spytać?
-Jasne.
-Czy ty i Maria.. No wiesz.. Robiliście już to? Niee że wnikam w Twoje życie seksualne, ale..
-Tak. - przerwał mi i nabrał świeżego powietrza - Hadley.. Ona jest.. Wiesz..
-Nie wiem.
-Ona jest zamknięta w sobie.
-I ma styl. - spojrzałam na buty.
-Trochę. - zaśmiał się lekko - Trudno do niej dojść. Czasem gada takie głupoty, że nie wiem o co jej chodzi.. Ale jest piękną i atrakcyjną kobietą.
-Zapewne. - wycedziłam. Liam nagle spojrzał przed siebie.
-Hadley, uważaj! - krzyknął.
-Na co? - ostatnie słowa, które od niego usłyszałam. Odparło go jakiś metr do przodu. Puknęło go auto.
-Liaaam!! - krzyknęłam.



______________________________________________________________________

Rozdział krótki, bo musiałam się sprężyć :'c

Najlepszym komentarzem na to, będzie jego brak..

Heh, dobranoc .<3

~ Swaggy Hemoglobina <tommo>

piątek, 15 listopada 2013

PRZEPRASZAM!

BĘDĘ MIAŁA LEKKIE OPÓŹNIENIE Z ROZDZIAŁEM, ALE CÓŻ ;/
PRZEPRASZAM ;C
WYBACZCIE MI TO ;)

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 4 cz. II

Perspektywa Kai

-Kaja ! Idź do sklepu ! - usłyszałam głos mojej rodzicielki. Szybko zbiegłam ze schodów odbierając listę zakupów i pieniądze. Założyłam płaszczyk i koturny, gdyż było chłodno. Nucąc pod nosem jakąś piosenkę z reklam ruszyłam spacerkiem w stronę sklepu, który w Polsce nazwano by biedronką. Włożyłam potrzebne produkty do koszyka. Znalazłam też na promocji zestaw ołówków, więc je też wzięłam - będę miała czym rysować. Przy ladzie dorzuciłam jeszcze paczkę gum do żucia z wisiorkiem i tic - taci. Zapłaciłam za zakupy i z siatkami w ręku ruszyłam w stronę domu.
- Mamo, jestem ! - oznajmiłam wchodząc do domu.
- Zostaw siatki i chodź do mnie. Jestem w salonie! - Ech ... co za kobieta. Zrobiłam co kazała i poszłam do niej.
- No co tam ? - zagadnęłam wchodząc do salonu z jabłkiem  ręku.
- Patrz - rzekła z dumą pokazując wazon polnych kwiatów ozdobiony pierwszymi jesiennymi liśćmi. Odezwała się we mnie dusza artysty.
- Jaki piękny !
- Ładny, nie ? Sama robiłam.
- Już wiem po kim mam zapał do rysowania.
- Zasługujesz na ten staż - wypaliła nagle mama.
- Mamo, jest dużo osób podobnych do mnie. Jestem jedną z miliona - mruknęłam.
- I tak w ciebie wierzę - posłała mi krzepiący uśmiech.
- Wiesz mamo ? Natchnęłaś mnie. Idę malować ! - rzuciłam z zapałem. W głowie miałam już wizję mojego dzieła.Szybko wbiegłam po schodach do pokoju, zabierając z biurka mój szkicownik, kilka ołówków i gumkę, po czym ruszyłam na dół.
- Wychodzę !
- Znowu ? Ach dobrze idź.
- Nie wiem, kiedy wrócę -ostrzegłam.
- Dobrze - usłyszałam. Mama była przyzwyczajona do tego, ze miałam swój świat. Byłam zamkniętą osobą. Wiązało się to z przejściami, które wydarzyły się w przeszłości. Ale o tym opowiem, kiedy indziej. Udałam się na dwór. Nogi same poniosły mnie w stronę parku. Usiadłam na tej ławce co ostatnio pod fontanną i wzięłam się za szkice.
- Kurwałkę, ale brzydkie drzewo - mruknęłam <tekst koleżanki .___. >. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. To Hadley. Ciekawe co może chcieć. Przeciągnęłam palcem po ekranie i przystawiłam telefon do ucha.
- Haloo ? - zapytałam, próbując jednocześnie narysować kilka liści.
- Hej Kaja ! Masz może czas ? Bo ja jestem z Harrym w Doncaster u Louisa i tak sobie pomyślałam, że może byś do nas wpadła ? Wyszlibyśmy po ciebie. Jest też Liam i dziewczyna Lou. Będzie fajnie - mówiła podekscytowanym głosem. Zaczęłam panikować. Co teraz ?
- Niestety Hadley, muszę Cię zmartwić. Obecnie nie ma mnie w Doncaster. Pojechałam do babci i wracam dopiero pojutrze. Bardzo mi przykro - powiedziałam szybko modląc się, aby nie słyszała mojego zdenerwowania. To źle, ze kłamanie przychodziło mi z taką lekkością.
- Jaka szkoda. Wszyscy chcieli cię poznać. Skoro nie możemy się spotkać, to muszę to zrobić telefonicznie. Za trzy tygodnie organizuje imprezę na moją osiemnastkę. Wpadniesz ? Zapisz sobie gdzieś w kalendarzu. Chcę żebyś była, to dla mnie ważne. Adres i więcej informacji podeślę ci sms - em.
- Obiecuję, ze przyjdę. - Wiedziałam, ze na tej imprezie będzie więcej osób. Co się z tym wiąże będą też mężczyźni. Muszę jednak na nią pójść, Hadley jest moją przyjaciółką. Zaufała mi i opowiedziała o sobie, czego do końca nie zrobiłam ja. Tak,  miałam przed nią jedną ważną tajemnicę. Może kiedyś jej powiem ? Na razie wiem, ze to jeszcze nie czas. Ale przełamię się i zrobię to. Pójdę na osiemnaste urodziny Hadley.


Perspektywa Hadley.


Impreza u Louisa jak kazałam, stała się  zwykłym spotkaniem towarzyskim z ciasteczkami i herbatą. Jakoś nie chcieliśmy się zbytnio upijać. Harry wziął sobie moje kazanie do serca i zgodził się na wszystko. Siedzieliśmy w stałym składzie, czyli : ja i Harry na fotelu, Louis, Kelsey i Liam na kanapie. Oglądaliśmy American Pie. Co chwila któreś z nas wybuchało śmiechem. Leżałam na torsie Harrego, który obejmował mnie w pasie. Nagle  coś sobie uświadomiłam. Poderwałam się i spojrzałam na Liam'a.
- Ej, ani razu nie widziałam Twojej dziewczyny. Czemu ona nie przyjeżdża tu ? Nie chce ? - zapytałam go prosto z mostu.
- To jest typowa kobieta pracująca - westchnął - Nie ma czasu nawet na seks. - spojrzeliśmy na niego jak na kosmitę. No no. Liam Payne mówi o swoim życiu seksualnym, nieźle.
- Wasz związek jest nieudany. Czemu się nie rozstaniecie ? - zadałam kolejne pytanie.
- Za dużo dla mnie zrobiła, Hadley. Byłbym niewdzięcznikiem, gdybym ja teraz zostawił. No a poza tym jednak ją kocham - odparł poważnie.
- A ona na ciebie leje - mruknęłam zgodnie z prawdą.
- Al daj mu już spokój. - wziął jego stronę Louis.
- Ja się tylko pytam - podniosłam ręce w obronnym geście.
- Tommo, przyjaźnimy się, prawda ? więc nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic. Wyluzuj. - Liam załagodził spór.Był w porządku. Taki człowiek zasługuje na kochającą dziewczynę. A nie na jakaś sukę, która ma go w dupie. Muszę się co nieco dowiedzieć o tej jego ,,dziewczynie".
- Ludzie ja tu oglądam - moja głowa poruszyła się od głosu Hazzy.
- Styles weź się zamknij bo mi głowa lata ! - powiedziałam oburzona, na co reszta wybuchnęła śmiechem. Brunet posłusznie zamilkł. W ciszy oglądaliśmy dalej. Nagle poczułam dźgnięcie w bok. Zaraz drugie. Uniosłam rękę i trzepnęłam nią Harrego.
- Au ! Za co ?! - jęknął.
- Za dźganie !
- Jakie kurwa dźganie ?! - udawał głupiego.
- To nie Harry - usłyszałam duszącego się ze śmiechu Liama.
- Payne nudzi ci się ?! - warknęłam.
- No trochę. Dziwny ten film. Może coś porobimy ? - odparł uspokajając się.
- Czemu nie ? - poparłam go.
- Butelka ? - rzucił propozycję Lou śmiesznie poruszając brwiami.
- Nieee. Ciągle tylko butelka i butelka. Ta gra jest już przeterminowana - ostudziła jego zapały Kelsey.
- No to może Twister ? - tym razem odezwał się Harry.
- Odpada. Mam sukienkę. - powiedziałam.
- O to mi właśnie chodziło. - Harry uśmiechnął się łobuzersko. Przewróciłam oczami.
- No to może Monopol ? - pomysł Liama okazał się najlepszy.
- To ja pójdę po tą grę a wy przynieście soku.  - zaoferował się Lou. Udałam się do kuchni, Liam poszedł za mną. Wzięłam do ręki soku, a brunet wyciągnął szklanki.
Hadley ja ją kocham - odezwał się nagle Liam.
- Co ? - Wyrwałam się z zamyślenia - A tak. Kochasz Marię.
- Dokładnie. Ona zrobiła dla mnie naprawdę wiele. Dzięki niej jestem lepszym człowiekiem. Mam świetną pracę, jestem jako tako znany.
- Liam, nie możesz mylić miłości z długiem wdzięczności.
- Ale ja wiem, że ją kocham - upierał się. Uparty jak osioł.
- Jak tam sobie chcesz. Może przyjdziesz z nią na moją imprezkę ?
- No czemu nie. powiem jej już dzisiaj, żeby znalazła czas. - połknął haczyk. Teraz będę mogła zobaczyć jaka jest ta jego Maria. Nalałam soku do szklanek, po czym ustawiłam je na tacy. Liam wziął jeszcze dwie paczki chipsów i tak obładowani ruszyliśmy do salonu, gdzie reszta towarzyszy rozkładała planszę. Wybraliśmy pionki i tak zaczęła się długa gra. Ogólnie było dużo śmiechu i zabawy. Później chłopaki dorzucili jeszcze śmieszne  zadania. Brakowało mi trochę Kai, gdyż miałam z nią lepsze relacje niż z Kelsey. Dziewczyna Louisa była trochę zadufana w sobie. Ale chłopak ją kochał. Ja też nie jestem idealna, a Harry wybrał właśnie mnie. Bez niego moje życie byłoby pojebane. Ciotka zamęczyłaby mnie psychicznie. Wyłączyłam myślenie i zajęłam się zabawą. Jednak przyjaciele są najlepsi. Zachowywaliśmy się jak małe dziec. tak beztrosko. Skończyliśmy przed północą. Harremu nie chciało się jechać, wiec dobroduszny Louis pozwolił nam u niego przenocować. Byłam z tego bardzo rada, gdyż nie chciało mi sie tłumaczyć ciotce, czemu wracam tak późno. Moze i moja mama nie żyła, ale to nie znaczy, ze Anabelle zajmie jej miejsce. Nigdy. Co to to nie.  Tak oto usnęliśmy wszyscy w jednym pokoju. Historia się powtarza, znowu.

----------------------------------------------------
Hej ludzie, tu Liamkowa ♥ Dodaje drugą część rozdziału. Jakis taki krótki mi wyszedł ;/ Następny bedzie lepszy :) Fabułą zaczyna się rozkręcać ^^. Chciałabym prosić Was o dodawanie się do obserwujących, bo nie wiemy z Alą, czy ktoś to w ogóle czyta. Poza tym chciałabym aby było pod tym  tak z 10 komentarzy, wtedy rozdziały będą częściej. To wszystko zależy od was :) Stać Was na to :D
Tak więc : 10 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ.

Trzymajcie się ciepło i nie dajcie się jesieni !

Liamkowa xx

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 4 cz. I

Obudziła mnie donośna rozmowa.
-...wynoś się stąd! - krzyczała ciotka. Otworzyłam oczy i je przetarłam.
-Nie przyszedłem do pani, tylko do niej. I proszę mówić ciszej, bo śpi.
-Nie uciszaj mnie w moim własnym domu, smarkaczu. Ja jej daję dach nad głową, a ty co ? Nic jej nie dajesz.
-Daję jej opiekę i ciepło. Oraz miłość. Nie to co ty, stara jędzo. Gdybym mógł, sam bym ją zabrał pod swoje skrzydła, ale że jest niepełnoletnia to nie mogę.
-Ba, ja mam tu więcej do powiedzenia. - to Harry i ciotka Anabelle się kłócili, o mnie, w kuchni. Miałam tego dość. Zabrałam się z kocem i poszłam do nich. Kiedy weszłam kłótnia ucichła. Szybko przytuliłam się do Hazzy, który objął mnie swoimi silnymi ramionami.
-Już niedługo się od ciebie uwolnię. Zostało kilka dni. Będziesz szczęśliwa.
-Może tak może nie, a teraz wynocha mi stąd. Oboje! Spać! - wydarła się. Zabraliśmy się więc i poszliśmy do mojego pokoju.
-Ona jest normalnie chora. - powiedział Harry rozwalając się na moim łóżku.
-A ja nigdy więcej nie założę dresu. Okropieństwo na kółkach. - zdjęłam szkaradne, siwe spodnie i rzuciłam gdzieś w kąt. - Później to sprzątnę. Ty mi lepiej powiedz, co tu robisz.
-Zgubiłaś coś chyba. - chłopak wyjął z kieszeni kurtki tylną część obudowy mojego iPhone, która przedstawiała pysk lwa.
-Racja, ale to nie pretekst, by tu przychodzić. Równie dobrze mogłeś mi to przynieść jutro. - mówiłam zarzucając na siebie czerwoną koszulkę z logo Coca-coli i legginsy.
-To pretekst by zobaczyć ciebie. - uśmiechnęłam się i rozpuściłam włosy przed lusterkiem. Rozczesałam je dokładnie i dałam na noc lekko na piankę, żeby rano lepiej się ułożyły.
-Awhh... - podeszłam do Hazzusia chcąc odebrać swoją własność. Ale on rzucił ją na parapet i zaciągnął mnie do łóżka całując przy tym namiętnie. Leżał niemalże na mnie składając pocałunki na ustach. Po chwili nasze zimne policzki się zetknęły. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową wyczuwając szybkie bicie serca. Pogłaskał mnie po głowie wplątując ręce we włosy.
-Kocham cię najmocniej na świecie. I nie pozwolę cię skrzywdzić. Nikt nie dotknie mojej księżniczki. - położyłam się na łóżku. Harry zdjął koszulkę i przewrócił się na bok tak, że patrzył na mnie wsparty ręką o poduszki. Palcem dotknął moich ust.
-Zostaniesz tu ze mną na całą noc? - spytałam patrząc mu prosto w jego piękne, zielone oczy. Puścił mi oczko.
-Pewnie. Rano pojedziemy coś zjeść na mieście, a później na zakupy, trzeba ci kupić nowe ciuszki.
-Dobrze, cieszę się, że jest długi weekend. Do szkoły idę dopiero za trzy tygodnie, więc mam luz.
-Szkoła szkołą. Musimy mieć więcej czasu dla siebie.
-Pewnie. - przyznałam - Ale muszę ćwiczyć. Czy tak czy siak. - poczułam jego śwież, ciepły oddech na karku. Przeszły mnie dreszcze. Wdychałam jego oddech. Nie miałam wyboru.
-Jesteś taka słodka.
-Wiem.. Mów dalej.
-Chciałabyś. - zaśmiał się cicho. Pogładził mnie po policzku, po czym obdarzył usta soczystym całuskiem. Był w samych krótkich spodniach, więc swobodnie mój okryć nas kołdrą. Odwróciłam się do niego tyłem, a on objął mnie umięśnionym ramieniem, na którym widniał jeden duży tatuaż. Zresztą, nie jeden jaki miał.
-Nie chce mi się spać. Jest dopiero dwunasta... Harry? Harry! Śpisz? - cisza. Szturchnęłam go. Najwidoczniej już spał. Ucichłam.
-Co? - warknął. Nadal miał zamknięte powieki.
-Nie chce mi się spać. Obejrzyjmy coś na laptopie.
-Daj mi spokój. Idź spać. - mój telefon zabrzęczał na etażerce. Spojrzałam na wyświetlacz. Wiadomość od Louisa. Tak, ja miałam jego numer, ale on nie miał mojego. Zapaliłam lampkę i trzasnęłam Hazzę.
-Au. Za co to?
-Skąd Lou ma mój numer? - odpowiedziałam pytaniem.
-Ode mnie.
-Zanim podasz komuś mój numer, najpierw spytaj.
-Nie bądź taki drewniak. - trzasnęłam go drugi raz - Ej no a to za co tym razem?
-Walisz teksty ze Shreka i myślisz, że jesteś cool.
-Nie myślę. Kobieto, opanuj się. Louis miał mi na ten numer wysłać cynka o kolejnej imprezie, bo swój zgubiłem na imprezie.
-Zgubiłeś numer? - spytałam z miną typu: "serio? oh serio?".
-Nie, telefon. Słuchaj mnie. - przewróciłam oczyma.
-No nieźle. Ale na następną imprezę nie idziesz.
-Co?!
-Nie krzycz.
-Nie możesz mi tego zrobić. - dodał ciszej.
-Niedługo koniec długiego weekendu, dobrze wiesz. Kochanie... Nadal masz mnie w dupie.
-Nie mów tak. Kocham cię bardzo mocno, że nie umiem tego okazać.
-Daj mi już spokój. - odwróciłam się do niego plecami i zgasiłam lampkę. Nie do wiary: pierwsze ciche dni w naszym związku.
   Chciałam jak najszybciej zasnąć. I tak się stało. Odpłynęłam.


  Otworzyłam oczy. Przez okno wpadały poranne promienie słońca, poczułam też nieprzyjemny chłód. Harry zabrał mi całą kołdrę.
-Harry, ty pedale. - mruknęłam. Byłam pewna, że tego nie słyszy, bo spał jak zabity.
-Ja to słyszę, dziewczynko. - usłyszałam. Wybuchnęłam brechtem - Nadal jesteś na mnie wkurwiona? - spytał wygramolując się spod kołdry. Usiadł i przetarł oczy.
-Twój urok nic nie zmieni, Hazza. W odpowiedzi na Twoje pytanie: tak, jestem. Więc uważaj, "chłopczyku". - ostatnie słowo zaakcentowałam. Podeszłam przejrzeć się w lustrze. Otworzyłam szafę, po czym jeszcze raz przejrzałam się w lustrze.
-Co mam dzisiaj ubrać? - powiedziałam do siebie.
-Seksowna czerwona bluzeczka i spódniczka.
-Nie pytałam ciebie. - mruknęłam przeglądając ubrania.
-Oj Ali, nie złość się już. - chłopak zaszedł mnie od tyłu i złapał za uda - Mówiłem Ci już, że cię kocham?
Westchnęłam.
-Dobra, pójdziemy dzisiaj do Louisa, będziemy tylko ty, ja, Louis i Kelsey...
-I Liam. - przerwałam mu - Liam też ma być. I nikt więcej. Żadnej dużej imprezy. Spotkamy się we własnej śmietance towarzyskiej. - dopowiedziałam i zaczęłam przeglądać wieszaki. Wyjęłam jasnoniebieską sukienkę na ramiączko. Zaczęłam się rozbierać, mimo, że stał przede mną Harry. Niczego przy nim się nie wstydziłam. W końcu to mój chłopak.
-Woah.. - zawył Harry. Zaczął jeździć palcami po moich piersiach. Odepchnęłam je.
-Nie teraz. - owinęłam się ręcznikiem i poszłam do łazienki. Musiałam wziąć poranny prysznic. Bardzo rutynowo.


****

-Szczerze mówiąc, bez ciotki byłoby mi lepiej. - stwierdziłam. Zaczęłam sączyć sok pomarańczowy, zagryzając pysznymi tostami. 
-Chciałbym, żebyś już mieszkała u mnie. - powiedział bez zawahania Harry - Pragnę tego najbardziej na świecie. - zakręciłam na palcu kosmyk włosów. 
-Ten cały koszmar się skończy. Zobaczysz. - złapałam go za rękę. Lekko ścisnęłam jego palce. Powoli wstawałam od stołu. Wzięłam pusty talerz mój, i Harrego, po czym oba wylądowały w zmywarce. Posprzątałam ze stołu. 
-Więc... Co dziś robimy? - spytałam.
-Obijamy się, śpimy, rozmawiamy... Jesli wiesz, co chcę przez to powiedzieć. - puścił mi oczko. A jemu to tylko jedno w głowie. Idealnie. Mój chłopak to zboczuch jakich mało. Podeszłam do niego. 
-Chodźmy na dwór. Zrobię lemoniady domowego przepisu. Zrelaksujmy się przed imprezą.
-Zadzwonię tylko do Louisa i go uprzedzę, że ma nie robić żadnej poważnej imprezy. - ostatnie słowa wypowiedział z mentalnym cudzysłowem. Uśmiechnęłam się, po czym podeszłam do blatu. 
    Zaczęłam przygotowywać napój. Trochę soku z cytryny, trochę wody, lodu, cukru trzcinowego. To wszystko. 


CDN. 
















_____________________________________________________________


JEJU, PRZEPRASZAM WSZYSTKICH. ! 
JESTEM CHOLERNIE OPÓŹNIONA
JAK CH*J :(
I NIESTETY ROZDZIAŁ BĘDZIE DWUCZĘŚCIOWY :( 



MASSIVE SORRY ODE MNIE :( WSTYDZĘ SIĘ ZA SIEBIĘ :3 ALE CÓŻ, CZASU NIE KUPISZ :) 

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 3

Dzień Dobry :3 No mamy wakejszyn jeszcze :D Mój zapłon haha. Przybywam z trzecim rozdziałem. Mam prośbę - czytasz = komentujesz. mam wtedy takiego banana :D. mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Joł ludzie. Laimkowa♥

________________________________________________________________________________________



  Perspektywa Hadley


Cichutko  zamknęłam drzwi i na palcach wyszłam na korytarz. Niech sobie jeszcze pośpią. Postanowiłam zostawić kartkę chłopcom, żeby się nie martwili. W ręku trzymałam książkę. Była to moja ulubiona lektura. Nosiła tytuł ,,Zawistne spojrzenia" .Rozejrzałam się dookoła. Ale ten dom jest wielki. Zaczęłam się zastanawiać skąd Louis miał na to wszystko kasę. Odkładał ? A może jakiś spadek? Raczej to drugie. No chyba, ze naprawia auta jakiś znanych gwiazd. Wtedy możemy mówić o wielkich zarobkach. No ale wróćmy do zwiedzania. To jego sprawa. Rozejrzałam się. Nigdzie nie widziałam schodów prowadzących na dół. Ciekawe jak dostałam się tu wczoraj. Musiałam być bardzo zmęczona. Albo pijana. No ale przecież dużo nie wypiłam. Chociaż ... kilka drinków z Liam'em, Louisem, Harrym.... Troszkę się uzbierało.
- Moja głowa. - mruknęłam. - No gdzie są te cholerne schody ?!. - Zdecydowałam się pójść najpierw w lewą stronę. Chwiejnym krokiem doszłam na koniec długiego korytarza a schodów jak nie było, tak nie ma. Zdecydowałam się pójść teraz w drugą stronę. W końcu znalazłam zejście na dół. Zastanawiałam się gdzie może być Kelsey. Myślałam, że będzie spała z nami w pokoju. W końcu jest laską Louisa.. Postanowiłam o niej nie myśleć. Nie chciałam myśleć. Strasznie bolała mnie głowa. Chwilami aż mi przed oczami ciemniało.
- Powietrza, powietrza - zawodziłam. Dotarłam do salonu. O dziwo było cicho i czysto. Ja chyba naprawdę byłam nieprzytomna. Cóż .. film mi się urwał po 24. Ciekawe kto mnie zaniósł. Harry ? Pewnie tak. Ale gdzie są ci wszyscy ludzie ? I ten porządek.. Niemożliwe, żeby pijany Louis trzymający się ledwo na nogach posprzątał cały pierdolnik i jeszcze odprawił gości ! Zadziwia mnie ten chłopak coraz bardziej. W drodze zahaczyłam jeszcze o kuchnię. Na moje szczęście w lodówce była cała zgrzewka zimniuteńkiej wody mineralnej. Łapczywie rozerwałam folię i wydobyłam z niej butelkę wody. Piłam wielkimi łykami, byle tylko ukoić suszę mojego gardła i ból głowy. W jednej z szuflad znalazłam jakieś proszki na ból głowy. Byłam wdzięczna za to Louisowi. Chociaż nie wiem, czy spodobałoby mu się to, że grzebałam w jego szafkach. Mimo to uratował mi życie. Dosłownie. Kiedy już zaspokoiłam w miarę dokuczający ból udałam się w stronę ogromnego holu. Założyłam swoje balerinki i czyjąś kurtkę, po perfumach rozpoznałam, ze to Liam'a. Myślę, że się nie obrazi. Wzięłabym bluzę Loczka, gdybym tylko wiedziała gdzie ona jest. Cały Harry. Założyłam mięciutką kurtkę z polarem Payne'a i zdecydowanie otworzyłam drzwi. To co tam zobaczyłam przebiło wszystko. Na ogromnym trawniku, dookoła całego domu leżeli ... ludzie ! No na serio ! Jak w projekcie X normalnie.. Niektórzy pozbawieni byli górnej lub dolnej garderoby. Nie mogłam na to patrzeć. Wszędzie były puszki i puste butelki. Po całym ogrodzie rozchodziły się chrapania i świsty. Patrzyłam na to wszystko szeroko otwartymi oczami. Wszyscy byli nieprzytomni. Na werandzie wisiały koszulki i spodnie. Co tu się działo ?! Teraz już wiem, jak się kończą imprezy u Louisa Tomlinsona. Spojrzałam w lewo i dostrzegłam basen, którego wczoraj nie widziałam. W basenie było pełno materacy. Spało na nich po pięć pijanych osób. No może sześć. Z kolei po prawej stronie stała altanka. W niej też nie brakowało ludzi.Teraz rozumiałam skąd ten porządek i cisza w domu. Wszyscy przenieśli się na dwór.  Albo nie pamiętałam tego, albo już wtedy spałam. Wygląda na to, ze tylko nasza trójka jako jedyna pozostała w domu. Ciekawe czemu. Pokręciłam głową i z westchnieniem zaczęłam się przedzierać przez przeszkody w postaci chrapiących ludzi porozrzucanych w chińskie osiem. Już byłam przy bramie, gdy nagle ktoś złapał mnie za nogę zmuszając bym stanęła w miejscu. Popatrzyłam się pytająco w jego stronę. Był strasznie brzydki. Jestem szczera. prawie nie miał zębów. Nie żartuję.
- Czego ? - warknęłam.
- Mamo byłem grzeczny - powiedział obleśnym głosem.
- Człowieku nie jestem Twoją matką!
- Mamo nie świruj - mruknął. Co alkohol potrafi zrobić z człowiekiem.
- Posłuchaj stary pierdzielu. Mam niecałe dwadzieścia lat i nawet jakbym miała dzieci to nie byłyby one tak paskudne jak ty ! - traciłam cierpliwość.
- Mamo o co ci chodzi ? - Udawał głupiego czy naprawdę taki był ?
- O tramwaj co nie chodzi. Nie wytrzeźwiałeś jeszcze. Dobranoc -mruknęłam.
- Chcę się zabawić. Wyglądasz kusząco. - Nie no teraz przesadził. Najpierw wylatuje do mnie z matką a później takie coś odwala.  Zdenerwowałam się nie na żarty. Z całej siły zdzieliłam go książką w głowę. Od razu usnął. No i tak ma być. Wyswobodziłam się z jego paskudnych łap i poszłam spokojnie w stronę bramy. Gdy już byłam poza posiadłością Louisa zastanawiałam się w którą iść stronę. Wybrałam prawą, gdyż ta droga prowadzi do parku a tam mogłabym spokojnie poczytać. Powoli ruszyłam w swoim celu.


 Perspektywa Kai

Jak tylko otworzyłam oczy poczułam, że jestem wypoczęta. Wyskoczyłam z niego szybko i udałam się do łazienki. Kiedy już się w miarę ogarnęłam zajrzałam do mojej mraśnej szafy. Wygrzebałam z niej całkiem ładny zestawik. Z szafy wyciągnęłam śliczne buciki, które dostałam od mamy na moje 18 urodziny. Czyli nie dawno. Postanowiłam je dzisiaj założyć. Na nos wsunęłam kujonki a włosy sięgające mi do pasa zostawiłam na luzie rozpuszczone. Nie chciało mi się jeść. Postanowiłam pójść do parku. Wzięłam do ręki mój szkicownik. Otworzyłam go na pierwszej stronie i zobaczyłam ... tego chłopaka, którego narysowałam. Westchnęłam. Kim on jest ? Otrząsnęłam się z zamyślenia. Ściskając swój szkicownik w rękach ruszyłam na dół. Zastałam moją rodzicielkę w kuchni.
- Mamo idę do parku.
- Nie chcesz nic jeść ?
- Nie. Jakoś nie jestem głodna. Pójdę sobie porysować.
- No dobrze. Wróć tylko na obiad.
- Luuzik. Listu nie ma ?
- Nie.- I już mnie nie było. Na ramiona narzuciłam jeszcze czarną skórę. Rano było chłodno. Do parku miałam bardzo blisko. W mgnieniu oka siedziałam już na ławeczce i wyciągałam swój sprzęt. Postanowiłam naszkicować niewielką fontannę, która znajdowała się na środku parku. Od razu wzięłam się do pracy. Byłam tak skupiona, że nie widziałam niczego oprócz szkicownika i fontanny. Taka już jestem - moja pasja mnie pochłania. Dosłownie.Przez to wszystko nie zwróciłam nawet uwagi na to, ze właśnie w tym miejscu spotkałam tajemniczego chłopaka....
                                           

Perspektywa  Hadley

Przekroczyłam wejście parku. Uwielbiałam tu przebywać. Ten zapach, ta cisza. Uspokajało mnie to. Postanowiłam udać się w stronę fontanny. Lubiłam usiąść sobie na ławce i popatrzeć na wodę sączącą się ze zbiornika. Ku mojemu zdziwieniu w parku było od groma ludzi. Wszystkie ławki były pozajmowane. Rozejrzałam się bezradnie dookoła. Na jednej z ławek siedziała dziewczyna. Była bardzo zajęta. Pochylona nad szkicownikiem starała się uchwycić każdy szczegół zbiornika. Postanowiłam cicho się do niej dosiąść. Otworzyłam książkę i zatopiłam się w lekturze. Jak zwykle książka mnie całkowicie pochłonęła. Kompletnie zapomniałam gdzie jestem. Kochałam czytać. Zawsze przenosiłam się do świata akcji, czułam ze jestem główną bohaterką. To było wielkie. Dobrze, ze istnieje coś takiego jak książka.
- Przepraszam.. jaki to tytuł ? - usłyszałam cichutki głos. Podniosłam wzrok. Okazało się, że to moja sąsiadka. Najwyraźniej dziewczyna skończyła już rysować i wreszcie zdała sobie sprawę, że ktoś obok niej siedzi. Skąd ja to znam ?
- ,, Zawistne Spojrzenia" - uśmiechnęłam się przyjaźnie. Nieznajoma była bardzo ładna. Miała długie, ciemne włosy sięgające jej do pasa. Jej wielkie brązowe oczy były pełne spokoju. Ubrana była z gustem.
- Słyszałam, że warto ją przeczytać. Czy to prawda ? - zapytała miłym głosem.
- O tak. Polecam. Kocham tą książkę. Lubię czytać. - Odpowiedziałam.
- To tak jak ja. Z kolei ja radzę przeczytać serię GONE. To coś świetnego.
- Na pewno przeczytam - zapewniłam. - Jestem  Hadley
 - wyciągnęłam dłoń.
- Kaja- przedstawiła się. Jak ? Jak to się wymawia ?
- Ka...- zająknęłam się.
- Kaja - powtórzyła wolniej. - Jestem Polką. - wyjaśniła.
- Naprawdę ? Twój akcent jest taki perfekcyjny - wypaliłam zdziwiona. Dziewczyna zaśmiała się tylko.
- Dziękuję. Bardzo długo mieszkam już w Anglii. Praktycznie od urodzenia. Akcenty bardzo szybko
 się łapie - powiedziała.
- Możliwe. Słuchaj ja i mój chłopak Harry mieszkamy w Holmes Chapel, ale przyjeżdżam tutaj do kolegi. Wczoraj mieliśmy imprezę więc postanowiłam się przewietrzyć dzisiaj. Mówię ci, prawdziwy projekt X, ale to szczegół. Pomyślałam sobie, ze mogłybyśmy wymienić się numerami telefonów. Pisałybyśmy do siebie i rozmawiałybyśmy. Co ty na to ? - zaproponowałam.
- Naprawdę ? Ty byś chciała ze mną ? - spytała zdziwiona.
- No pewnie - parsknęłam. - Nie jestem żadną gwiazdą, ale możemy się przecież zaprzyjaźnić.
- Nie, nie o to mi chodziło. Po prostu jestem dosyć nieśmiała i nie umiem zawierać bardzo znajomości - wyjaśniła.
- To się może zmienić dzięki mnie - powiedziałam z uśmiechem.
- Byłabym bardzo wdzięczna.
- W takim razie podaj swój numer. -  Zapisałam ciąg cyfr. Później podałam jej swój.
- Jak tylko wrócę napiszę do Ciebie - obiecała.
- Spokojnie. Będę czekać.
- Pozdrów swojego chłopaka.
- Pozdrowię - powiedziałam ze śmiechem. Już ją lubiłam. Pochłonęła nas rozmowa. Dowiedziałam się o Kai bardzo dużo. Była artystką. Śpiewała, grała na gitarze i rysowała. Starała się o Staż w Akademii Artystycznej w Wolverhampton, rodzinnym mieście Liam'a. Była nieśmiała, to widać. Miała jednak swoje marzenia. Była zdolna i przyjacielska. Później przyszła kolej na mnie. Postanowiłam jej zaufać. Opowiedziałam o ciotce i o tym, ze nie popiera mojej pasji. Doszłam do wniosku, ze Kaj jest świetną przyjaciółką. Wiedziałam, ze będę z nią blisko. Siedziałyśmy bardzo długo. Ludzie w parku zaczęli się rozchodzić, a my dalej rozmawiałyśmy.
- O matko ! Jak późno. Muszę już niestety iść ! -  Nagle powiedziała Kaja
- Fakt, zagadałyśmy się - przytaknęłam.
- Obiecałam mamie, ze wrócę na obiad. Nie chcę, żeby się na mnie złościła. Jestem z nią bardzo zżyta.
- Rozumiem. Masz dobrze, bo masz mamę ... - posmutniałam. Kaja  przytuliła mnie szybko.
- Ty masz lepiej, bo masz Harrego - dopowiedziała.
- O tak, bez Harrego nie zaszłabym daleko - powiedziałam z uśmiechem.
- Też bym chciała mieć swoją połówkę - rzekła zamyślona Kaja
- Jeszcze wszystko przed tobą - pocieszyłam ją. Spojrzała na mnie. Jej usta rozchyliły się w uśmiechu.
- Odezwę się - przytuliła mnie po raz ostatni, po czym zaczęła się oddalać.
- Do zobaczenia ! - krzyknęłam.
- Mam nadzieję ! - usłyszałam. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę domu Louisa.

Energicznym ruchem pchnęłam furtkę po czym znalazłam się na posesji Tomlinsona.  Na szczęście trawnik był pusty. nikt na nim nie leżał. Udałam się w kierunku ogromnego domu. Nadal robił na mnie ogromne wrażenie. Leciutko nacisnęłam klamkę i weszłam do holu. Odwiesiłam kurtkę Liama na swoje miejsce i ściągnęłam buty. Liam, Louis, Harry i Kelsey siedzieli w salonie. Chociaż nie poprawka. Wylegiwali się w salonie.
-  Had! Gdzieś ty była ? - poderwał się Harry.
- Musiałam się przejść. Miałam potwornego kaca.
- To tak jak ja - mruknęła Kelsey.
- Liam pożyczyłam sobie Twoją kurtkę, mam nadzieję, że się nie gniewasz ? - zwróciłam się do bruneta.
- Nie, spokojnie - uśmiechnął się radośnie.
- Czemu nie wzięłaś mojej bluzy ? - spytał ze zdziwieniem Harry.
- Najpierw mi powiedz gdzie ona jest - uniosłam kpiąco brew.
- Hm... - Harry podrapał się po lokowatej czuprynie - Nie mam pojęcia.
- No właśnie - parsknęłam a reszta wybuchnęła śmiechem. - Goście już poszli ?
- Taaaaak - przeciągnął Louis. Słyszałam w jego głosie ulgę.
- Powie mi ktoś co tu się działo ? Kiedy wyszłam na dwór wszędzie leżeli ludzie a na werandzie porozrzucane były ciuchy ! - powiedziałam z niedowierzaniem. Chłopcy i Kelsey patrzyli na mnie ze zdziwieniem.
- Cóż ... pamiętam wszystko do północy - powiedziała ostrożnie Kelsey.
- To tak jak ja - przytaknęłam.
- Mi film urwał się dużo wcześniej - stwierdził Harry.
- Mi też - poparł go Lou. Spojrzałam na Liama.
- Ja starałem się zbyt dużo nie pić, ale też miałem promile. Pamiętam jak impreza przeniosła się na dwór. Postanowiłem wtedy posprzątać w domu. Lou i Harry mi pomagali co było bardzo dziwne. Później poszedłem na górę, gdzie spała już  Hadley. Więc i ja się położyłem i zmógł mnie sen. - wyjaśnił wyczerpująco. Zapadło milczenie.
- Ja ci pomagałem sprzątać ?! - przerwał je Louis - nie wierzę !
- I ja ! W życiu po trzeźwemu bym szklanki nie ruszył. - dodał Harry.
- Będę musiała cię częściej upijać - mruknęłam na co wszyscy zaśmiali się.
- Czyli ten cały projekt X na dworze sam się zrobił ? - spytała Kelsey
- Pewnie tak - powiedzieliśmy chórkiem.
- Co za patologia - mruknęła dziewczyna.
- Popieram - przytaknęłam.
- Głodny jestem, Louis gdzie Twoja gościnność ? - zaczął marudzić Harry.
- Stary wiesz gdzie jest lodówka, nie ? Jestem tak padnięty, ze palcem mi się nie chce kiwnąć - powiedział leniwie Lou.
- Leń - westchnął cierpiętniczo mój chłopak.
- Oj Harry nie marudź. Chodź zrobimy naleśniki - zaproponowałam.
- No zgoda - mruknął znikając w kuchni.
- Pomogę Wam - zaoferował się Liam.
- To dawaj - krzyknęłam do niego. Po chwili Payne dołączył do nas zostawiając parę gołąbków w salonie. Naleśniki zrobiliśmy w miarę szybko. Na szczęście chłopaki byli mega zmęczeni, więc z kuchni wyszłam czysta. Wzięliśmy sobie po dwa naleśniki na talerz po czym usiedliśmy przy stole w kuchni. W ciszy konsumowaliśmy posiłek. Nagle w drzwiach ukazała się czupryna Louisa i Kelsey.
- Oooo - przeciągnął Tommo wdychając woń.
- Nawet nie myśl. Nie pomagaliście, nie dostaniecie - powstrzymał go Harry.
- Oj Harreh, wiesz jak cię lubię .. - zaczął się łasić Tomlinson.
- Wiem. Mnie nie da się nie lubić. Ale i tak nie dostaniesz. Zrób sobie coś. - odparł stanowczo mój chłopak, na co ja i Liam wybuchnęliśmy śmiechem.
- Pff. Ty mi możesz. To mój dom. - prychnął Louis i ruszył w kierunku talerza, na którym leżały jeszcze trzy naleśniki. Widząc to Styles jednym ruchem zabrał ów talerz i położył każdemu z nas po naleśniku. Louis zatrzymał się w pół kroku z rezygnacją.
- Jesteście okropni - skarżył się.
- Wiemy - odparł Payne ze śmiechem. Dokończyliśmy swoje porcje ze smakiem na oczach głodnych. Kelsey nic nie mówiła. Patrzyła tylko tęsknie w stronę pustego talerza. Celowo starałam się mlaskać i oblizywać palce. kiedy skończyłam ułożyłam się wygodniej w krześle.
- Mmm było pyszne. - powiedziałam zadowolona.
- O tak. Mega pyszne - poparł mnie Harry. - No my będziemy się zbierać skarbie.
- Już ? - spytałam zdziwiona.
- Tak, chciałbym jeszcze wstąpić do piekarni.
- Ach rozumiem.
- Liam jedziesz z nami ? Twój dom jest po drodze.
- No mogę się zabrać - odpowiedział brunet.
- To dawaj. Ej Louis jakby moja bluza się znalazła to daj znać. - rzucił w stronę marchewkowego.
- Liczysz, ze się znajdzie ? - Uniósł kpiąca brew.
- Mam nadzieję. Lubiłem ją . - mruknął.
- Wyczuwam zakupy - powiedziałam cmokając mojego chłopaka w policzek.
- Tak, tak - mruknął przelotnie. Dziesięć minut później siedzieliśmy już w samochodzie. Ja i Harry z przodu, a Liam z tyłu. Szczerze to nie chciało mi się jechać do domu. Znowu natrętne gadanie ciotki. Niedziela to jedyny dzień, który miała wolny. Niestety. Może mnie nie zobaczy ? Westchnęłam. Harry popatrzył na mnie.
- Wiem, ze nie chcesz tam jechać. - powiedział współczująco.
- Och jak ty to zgadłeś? - spytałam ironicznie.
- Intuicja - uśmiechnął się.
- Trudno jakoś przeżyję. Zamknę się w pokoju i zero oznak życia - stwierdziłam.
- Dobry pomysł. Będę ci rzucał jedzenie przez okno - zaoferował się Liam.
- Dzięki Payne. Ty umiesz człowieka pocieszyć.
- Do usług - ukłonił się. Dalej rozmawialiśmy o błahych rzeczach. Nagle Harry zjechał na jakieś pobocze.
- Dzięki za podwózkę - powiedział Liam.
- To tu mieszkasz ? - spytałam. Mieszkał w osiedlu. Ale jakim ładnym. Wszędzie rosły drzewka. Widać było, ze to nowe osiedle.
-  Tak. Mój blok to pierwszy na lewo.
- Mieszkasz sam ? - kontynuowałam przesłuchanie.
- Owszem. Moja dziewczyna mieszka dwa bloki dalej.
- Mhm. Możesz iść - uśmiechnęłam się.
- Och dziękuje za pozwolenie. - powiedział drwiąco.
- Proszę bardzo - powiedziałam radośnie. - Do zobaczenia !
- Na pewno. - Wyszczerzył się i już go nie było. Dalej jechaliśmy sami. Nagle mój telefon wydał dźwięk przychodzącego sms'a. Odczytałam go z uśmiechem.
- Wiem, że nie powinienem pytać, szanując Twoją prywatność , ale od kogo ? - spytał ciekawy Harry.
- Wiesz, poznałam dzisiaj dziewczynę. nazywa się Kaja i jest bardzo sympatyczna - wyjaśniłam mu. Widać, ze mu ulżyło.
- Jak się nazywa ? - spytał ze zdziwieniem.
- Moja reakcja była identyczna. Jest Polką. Ma zajebiście dobry akcent. Kaja. Nauczyłam się już wymawiać. Czuję, ze będziemy dobrymi przyjaciółkami.
- Chcę ją poznać - powiedział stanowczo.
- Dobrze, dobrze. Jak tylko znajdziemy się w Doncaster dam jej znać. 
-  Cieszę się, ze będziesz miała komu się wygadać - powiedział. 
-  Ja też. 
No i stało się. W końcu podjechaliśmy pod mój nieszczęsny dom.
- Wejdziesz sama, czy ci pomóc ? - spytał Hazz.
- Poradzę sobie - zapewniłam.
- Jak chcesz - mruknął.
- Pożegnałam się z nim całusem. Pomachałam mu na pożegnanie i obserwowałam jak wycofuje samochód z podjazdu i znika za zakrętem. Westchnęłam i cichutko jak myszka weszłam do domu. Ciotki nigdzie nie było. Och jak dobrze. Zdjęłam buty i na paluszkach zaczęłam wchodzić na górę. I nagle usłyszałam wredne :
- Wiem, ze jesteś. Może mi się wytłumaczysz ? - ukazała się jej sylwetka siedząca dumnie na fotelu.
- Nie muszę  ci się kobieto z niczego tłumaczyć. Jestem już dorosła.
- Nie skończyłaś jeszcze 18 lat - zauważyła. Przewróciłam oczami.
- Dużo mi zostało naprawdę.
- Ja już nie wiem co robić - załamała ręce. Obiecałam Twojej matce, ze wyrośniesz na porządną dziewczynę, ale ty nigdy taka nie będziesz. Obracasz eis w złym towarzystwie ! Weźmy na przykład tego Twojego chłoptasia jak mu tam .. Harry ? Czyste zło !


- Nie będziesz się tak wyrażać o Harrym. -  zagroziłam jej palcem - Mama by się cieszyła. Polubiłaby go. I ja wiem to najlepiej. A ty nie masz prawa obrażać mnie i moich znajomych. Skończyłam - Szybko weszłam na górę i z impetem zamknęłam drzwi. Przebrałam się w jakieś dresy . Włosy związałam w niechlujnego koka. Zmyłam makijaż i rzuciłam się na łóżko. Postanowiłam popisać z Kają. Musiałam się komuś wygadać. Tak spędziłam cały wieczór. Potem zeszłam na dół i włączyłam sobie telewizor. Ciotka siedziała milcząc w kuchni. W sumie to dobrze. Pierwszy raz nie dała mi kazania. Wow ! Robi kobitka postępy. Oglądałam tak do 22. Nawet nie wiem, kiedy usnęłam. Poczułam przez sen jak ktoś okrywa mnie kocem i głaszcze po głowie. Kochany Harry. Odpłynęłam.





_______________________________________________________________________
Przepraszam, że tak późno, ale po prostu nie miałam czasu. Byłam poza domem a jak wróciłam to jak miałam czas dopisywałam po troszku. I tak oto powstało takie coś. Nie wiem, czy się podoba proszę ocenić ;) Każdy komentarz motywuje i raduje :D
                                                                                                                          Liamkowa♥