Liam był nieprzytomny przez dłuższy czas, więc złapałam go za rękę i zaczęłam wołać pomocy. Bez skutku. Harry nie mógł mnie usłyszeć. Dlatego właśnie zaryzykowałam. Wstałam. Zaczęłam biec wciąż wołając o ratunek. Nie miałam przy sobie w ogóle telefonu. To mnie wszystko przerosło. Zaczęłam płakać. Nie wiem, co się stanie Liamowi, ale oby nic. Tak bardzo się o niego martwię. Nie chcę go stracić. Lubię go bardzo. Musiałam jak najszybciej znaleźć Hazzę i samochód. To nie powinno być trudne. Przecież odeszliśmy od niego tylko parę metrów. Nie dowierzałam. Jeśli go znajdę, to będzie cud. On wie jak się zachować w takiej chwili. W końcu był ratownikiem. Na niego tylko mogłam liczyć.
-Harry! - darłam się - Harry!! - i jeszcze głośniej - Jest tu ktoś?! - lamentowałam. Łzy spływały po mojej twarzy cienkim potokiem. To nie na moje siły. Czas się wziąć w garść, wiem. Wybrałam sobie skrajny punkt, który może być charakterystyczny. Muszę sobie przypomnieć. Rozejrzałam się. Już wiem! To ta skała. Skała lessowa. Widać ją tylko z tamtego miejsca. Idealnie. Przebiegłam las i rozejrzałam się znów. Zauważyłam go. Nareszcie. Czerwone Lamborghini stało tak samo, a mój chłopak opierał się o jego maskę znudzony.
-Hazz! - podbiegłam do niego.
-Co się stało, kochanie? Gdzie Liam? - złapał mnie za ramiona widząc moje przerażenie.
-Liama potrąciło auto. Chodź szybko, zostawiłam go tam.. Nie wiedziałam, co robić. Ty mu pomożesz. Możesz zrobić każdy zabieg ratujący życie, prawda? - wydyszałam.
-Mogę. Szybko. - zagrzał mnie i pociągnął za rękę. Oboje zaczęliśmy biec. Zaprowadziłam go. Udało mi się. Łatwo przyszło łatwo poszło. Wystarczyło tylko znaleźć ten skrajny punkt. Nadal leżał tam nieprzytomnie. A ja nadal płakałam patrząc na niego. Miał kilka zadrapań. Jego twarz była spokojna. Wyglądał jakby spał. Był taki spokojny. To sprawiało, że jeszcze bardziej histeryzowałam.
-Harry, zrób coś..
-Czekaj. - chłopak przyłożył ucho do jego klatki piersiowej - Nie oddycha. Musiał dostać ostro w klatkę. Muszę go reanimować, Al. Innego wyjścia nie ma. - tak robił. Uciskał mu klatkę jak podczas sztucznego oddychania. Stosował metodę usta-usta. A ja klęczałam i trzymałam go za rękę. Zadzwoniłam w tym czasie po pogotowie z jego telefonu, który dopiero później znalazłam w jego kieszeni
- Kurwa, wreszcie! Złapałem puls. - przestał go reanimować. Akurat w tej chwili usłyszeliśmy z dala syrenę pogotowia. W samą porę. Jeszcze żeby tylko Liam był już w karetce i żeby wszystko było okej, to ten dzień nie będzie taki straszny. Zalałam się słonymi łzami. Dosłownie. Ale byłam taka dumna z Harrego. Uratował go. Tak jak kiedyś mnie.
Karetka zabrała Liama. Okazało się, że Harry przywrócił mu akcję serca w porę, inaczej, chłopak by umarł. Tak powiedział sanitariusz. Mieliśmy totalne szczęście. Payne obudził się dopiero w pojeździe. Nic takiego mu się nie stało. Miał tylko parę zadrapań, a to, że stracił przytomność, było zwyczajnym efektem ubocznym. Cieszyłam się z tego powodu bardzo.
-Gdzie jestem? - spytał zdezorientowany.
-W karetce. Liam, Harry uratował Ci życie. A było zagrożone. Możesz mu wiele teraz zawdzięczać.
-Jeśli to prawda, to dzięki stary. - kaszlnął lekko - Nic mi nie jest.
-Pojedzie pan na obserwację..
-Chwila, gdzie mój samochód? - przerwał sanitariuszowi.
-Odholowali go. Znaczy, pomoc drogowa. Zadzwoniłam po pomoc drogową. Będzie dobrze. Będziesz mógł go nawet dziś odebrać.- uspokoiłam go.
-Wspaniale. Pomyślałaś o wszystkim. Jesteś aniołem. - powiedział, łapiąc mnie za rękę. Uśmiechnęłam się na widok jego wesołej już twarzy.Wszystko było w porządku. Lekarz obejrzał go, wszystko było w jak najlepszym stanie. To auto tylko go drasnęło. Dobrze, że jednak dzisiaj będzie mógł wyjść. No tak. Było idealnie, dopóki dopóty jakaś laska nie wpadła na salę.
-Liam! - była to dziewczyna wysoka, o naturalnie kręconych czarnych włosach. Miała na sobie dosyć drogie ubrania i drogie akcesoria. Bardzo atrakcyjna. Poczułam się przy niej jak ociężały słoń. Moja świetna sukienka przy jej żakiecie i spodniach wydawała się śmiesznym łachmanem. Wtedy, dotarło do mnie, że może to być jego dziewczyna, Maria. Na pewno. Nie miałam wątpliwości
- Co wy kurwa mu zrobiliście? Czy ten psychol go pobił? - wskazała na Harrego.
-Nie mów tak do niego. On mu uratował życie! - wrzasnęłam zaskoczona - A tak w ogóle, kim jesteś? - spytałam dla pewności, aczkolwiek bałam się odpowiedzi.
-Jego dziewczyną, debilko I... Czemu masz na sobie moje buty?! - laska podeszła do mnie. Na jej twarzy malowała się wściekłość. Wyglądała jakby bała się, ze pogryzę i połknę w całości te jej sandałki.
-Co, pobijesz mnie za to? Jestem jego przyjaciółką, pożyczył mi.. Nie możemy po prostu zacząć od nowa, na spokojnie? Co się czepiasz?
-Denerwuje mnie takie coś. Odwalcie się od niego. - Wkurwiająca pani. - Nie będę się z wami zadawać.
-Maria, daj spokój. Gdyby nie oni, pewnie bym już nie żył. - Liam siedział już na wózku i z niedowierzaniem spoglądał na swoją zarozumiałą dziewuchę. Gdyby nie ręka Harrego rozszarpałabym ją pazurami. Liam nie zasługuje na taką pizdę.
-To zmienia postać rzeczy. Odebrałam Twoje auto. Zabierasz nas do domu. Siebie i mnie. A was nie chcę widzieć na oczy. Moje buty mają wrócić, jasne? - spiorunowała mnie wzrokiem i zaczęła pakować do swojej torby rzeczy Liama. Myślałam, że jest fajniejsza. A zachowuje się jak suka. Takie one zwykle są. Zimne i niedostępne. Spojrzałam na Liama. Gestem zaczął nas przepraszać. Pokazałam, ze wszystko w porządku. To nie jego wina.On nic nie zrobił. Maria podniosła dumnie głowę i wymaszerowała z sali
- Czekam na ciebie w samochodzie. Pożegnaj się z hołotą. Powiem ci skarbie, ze mnie zawiodłeś. Myślałam, że masz lepszych przyjaciół. - Wszystko się we mnie gotowało. Ja hołota ? To ona w takim razie Cruella de Mon. Biedny Liam. Szczerze mu współczułam.
- Przepraszam Was za nią. Porozmawiam z nią. Nie martwcie się. Ona jest taka tylko na początku. Później będzie lepiej.
- Sorry Payne, ale ci nie wierzę. Ja tej pani w życiu nie polubię.- powiedziałam stanowczo.
- Hadley - złapał mnie za rękę - Daj jej szansę- w jego oczach widziałam nieme błaganie.
- No dobrze, ale zrobię to tylko dla ciebie. - wywróciłam oczami.
- Dzięki. - uśmiechnął się. - Harry tobie też.
- Trzymaj się stary - mój chłopak klepnął przyjaciela przyjaźnie w ramię. Ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Podwieziemy was - zaoferował się Payne. Ścisnęłam rękę Harrego. Lokowaty spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Wtedy zrozumiał moje ciche błaganie.
- Wiesz Liam, my z Hadley mamy jeszcze coś do załatwienia na mieście. Jedźcie sami. - zwrócił się do Liama.
- na pewno ? A jak później wrócicie ? - dopytywał przyjaciel.
- Liam jesteśmy w Doncaster. Tutaj też jeżdżą autobusy - przewróciłam oczami.
- No dobrze - westchnął brunet pokonany. - Ale odzywajcie się !
- Oczywiście - uśmiechnęłam się przyjaźnie. No ale oczywiście panna ,, Suka Maria" musiała wszystko zepsuć. Z racji tego, że staliśmy blisko samochodu Liama, nie dało się zobaczyć, jak kapryśna dama odsuwa szybę samochodu i patrzy na nas krytycznie.
- Liam - odezwała się chłodno - możemy już jechać ? Jestem zmęczona po całym dniu pracy. Chciałabym wziąć kąpiel.
- Tak, oczywiście - powiedział posłusznie chłopak. Szczerze ? Nie wyglądali jak para. Raczej jak dama i jej lokaj. Liam zrób to, Liam zrób tamto, Liam zrób siamto. Nie rozumiem Liama. jak on pozwala tak sobą pomiatać ?! W tym czasie Maria odnalazła mnie wzrokiem.
- Buty - wycedziła mierząc mnie wymownym spojrzeniem. Wkurwiona do granic wytrzymałości odpięłam je i cisnęłam nimi w lokowatą. Złapała. Jaka szkoda.
- Zjedz je sobie kurwa - mruknęłam.
- Chcesz mnie zabić ?! - pisnęła oburzona.
- Uwierz, że marzę o tym - powiedziałam dobitnie po czym odwróciłam się do niej dupą i ruszyłam powolnym krokiem - Cześć Liam ! - krzyknęłam na odchodne. Harry szedł za mną. Widziałam jeszcze jak Payne odpala swoje cacko i znikają z pola widzenia. Nagle dobiegł do moich uszu rechot Harrego.
- No i z czego się śmiejesz ?! - spojrzałam na niego z niezadowoleniem.
- Wy się chyba nie polubicie - wykrztusił.
- Ja z tą szmatą ? W życiu ! - Parsknęłam.
- Mnie też nie przypadła do gustu. Co ten Payne w niej widzi ?
- Nic. Liam ma po prostu za dobre serce. Twierdzi, ze nie może zostawić Marii, gdyż załatwiła mu pracę i inne duperele. Już dawno go przejrzałam. A dzisiaj tylko to się potwierdziło.
- Trzeba czym prędzej wyciągnąć go z tego gówna. - powiedział zdecydowanie Styles.
- I o właśnie w tobie lubię Harreh - cmoknęłam go w policzek.
- Chodź kupimy ci buty Księżniczko - zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w stronę pobliskiego sklepu z obuwiem.
Perspektywa Kai
- Je pierdziele jakie nudy ! - mruknęłam do siebie. Mama poszła do pracy,a ja zamulałam pół dnia. Kompletnie nie miałam pojęcia jak spędzić ten dzień. W końcu wpadłam na mało oryginalny pomysł, a mianowicie na zakupy. Zabiją czas, a i może trafię na jakieś butki po przecenie? Ostatnio musiałam się pożegnać z ulubionymi trampkami. Były już tak zniszczone, ze mama nie mogła na nie patrzeć i po prostu je wywaliła ! Bez żadnej konsultacji ze mną ! Westchnęłam. Udałam się do pokoju i wzięłam do ręki skarbonkę. Wygrzebałam z niej niezłą sumkę. Sporo się tego uzbierało. Myślę, że wystarczy na niejedne trampki. Było dzisiaj bardzo gorąco, więc postawiłam na ,,lekki" ubiór. Założyłam białe spodenki, wpuściłam w nie pistacjową koszulę, a na nogi założyłam śliczne koturny. Włosy podtrzymałam okularami przeciwsłonecznymi. Rozpuściłam je, gdyż tak jest mi najwygodniej. Do torebki wrzuciłam portfel, telefon, chusteczki, błyszczyk, lusterko i inne duperele potrzebne do życia kobietom. Zamknęłam dom na dwa razy, klucze również wrzuciłam na dno torebki. Mieszkałam prawie w centrum, więc po krótkim czasie byłam w sercu Doncaster, jeśli można tak powiedzieć. Wstąpiłam do mojego ulubionego sklepu z butami. Lubiłam go, gdyż w tym sklepie były buty na każdą okazję. Trampki, koturny, sandałki, balerinki, trapery - wszystko. Mogłam w nim kupić buty na każdy sezon. Od razu przeszłam do półki z trampkami. Zaczęłam wybierać. Kiedy przymierzałam kolejną już parę usłyszałam znajomy głos.
- Hazz zobacz jakie śliczne buty ! Daj mi moją torbę, muszę je przymierzyć. Mam nadzieję, że będzie odpowiedni numer! - Podniosłam głowę i ujrzałam.....
- Hadley ! - prawie pisnęłam.
- Kaja ? Witaj ! - podbiegła do mnie. Zaczęłyśmy się przytulać i śmiać, jakbyśmy nie widziały się do roku.
- Harry poznaj Kaję, o której tyle ci opowiadałam, Kaja to z kolei jest Harry. Mój chłopak. - Podaliśmy sobie dłonie na przywitanie.
- Wiele o tobie słyszałem Kajo - powiedział Harry tym swoim głębokim głosem
- Ja również - uśmiechnęłam się. Hadley po przymierzeniu butów postanowiła je zakupić. Harry trzymał w rękach śliczne sandałki. Ja miałam dwie pary trampek. Zapłaciliśmy za zakupy po czym udaliśmy się na lody. Kiedy tak sobie jedliśmy wpadłam na pewien pomysł.
- Mieszkam niedaleko, może pójdziemy do mnie ?
- Czemu nie ? - zabrała głos Hadley - chciałabym obejrzeć Twoje dzieła - uśmiechnęła się.
- Nie przesadzaj - wywróciłam oczami.
- Malujesz ? - zapytał Harry. Był całkiem w porządku.
- Tak. Staram się o staż w Wolverhampton, ale raczej kiepsko to widzę - westchnęłam.
- Wolverhampton to rodzinne miasto Liama - zauważył Harry.
- Liama ? - zapytałam.
- To nasz przyjaciel - wyjaśniła Hadley. - Poznasz go na moich urodzinach. Masz przyjść pamiętaj.- ostrzegła.
- Jasne, przyjdę. Tylko adres mi podaj - uśmiechnęłam się.
- My po ciebie przyjedziemy - powiedział Harry.
- Ejj nie trzeba - zaczęłam, ale Styles został nie ugięty. Zapłaciliśmy za lody, po czym ruszyliśmy w stronę mojego domu. Jak dobrze, że mam porządek. Otworzyłam bramę wpuszczając przodem moich gości.
- Jak tu ślicznie - rozmarzyła się Hadley
- Dzięki, ogród sama projektowałam - uśmiechnęłam się skromnie.
- Dziewczyno ty masz ogromny talent ! Nie zmarnuj tego! - fascynował się Harry.
- No weźcie nie przesadzajcie. Ja nie da Vinci - parsknęłam śmiechem otwierając drzwi. Mamy jeszcze nie było. Pewnie zahaczyła o jakieś zakupy.
- No zapraszam - wpuściłam ich i zamknęłam drzwi.
- Coś do picia ? - zaproponowałam. Powiedzieli, że na razie nie, więc zaprosiłam ich na górę.
- Masz przytulny pokoik - zachwycała się Hadley, gdy już siedziała na moim łóżku.
- Dzięki, ale uwierz. Nieraz strasznie mi się w nim nudzi. Tak to jest gdy jest się jedynaczką.
- Wiem co czujesz - zgodziła się ze mną Hadley
- A ja tam nie wiem jak to jest - wysunął język Harry.
- Bo ty cienias jesteś - pocałowała go Hadley
- To kiedy jest ta twoja biba ? - zapytałam rozbawiona.
- W tą sobotę u mnie. Akurat ciotka wyjeżdża do jakiegoś kuzyna to będzie impra - tajemnica - odpowiedziała.
- Brzmi świetnie, a dużo będzie osób ? - zapytałam. Byłam spokojna tylko pozornie.
- No sporo ich trochę będzie. Wszyscy zaufani, nie martw się. Z każdym cię zapoznam. - obiecała.
- Jasne - mruknęłam pełna obaw. Nie podobała mi się wizja mnóstwa ludzi w ciasnym domu.
- Jakie to jest zajebiste ! - usłyszałam Harrego, oglądającego niedokończony jeszcze obraz widniejący na płótnie. - Kiedy go skończysz chętnie go od ciebie kupię.
- Wiesz, w sumie nigdy nie sprzedaję swoich obrazów, ale dla ciebie zrobię wyjątek - uśmiechnęłam się, czym zaraziłam również Stylesa.
Z Hadley i Harrym spędziliśmy czas aż do wieczora. Bardzo się z nimi związałam. Mogę spokojnie powiedzieć, ze jesteśmy przyjaciółmi. Harry jest całkiem w porządku, a z Hadley tworzą parę idealną. Co więcej, ich wizyta sprawiła, ze nie bałam się urodzin Hadley już tak bardzo. Jeśli będzie tak fajnie jak dzisiaj to nie mam nic do stracenia. Harry obejrzał wszystkie moje dzieła. No może oprócz jednego. Nie pokazałam im portretu tajemniczego chłopaka spotkanego w parku. No bo po co ? A jak go znają ? Lepiej poczekać. Na końcu ich odprowadziłam na przystanek i patrzyłam jak odjeżdżają autobusem, na który ledwo zdążyli. Śmiałam się wtedy do rozpuku. Biegnący Harry z Hadley na rękach - to trzeba przeżyć. Wróciłam do domu bardzo szczęśliwa. Humor od razu mi się polepszył. Poczekałam na mamę, a kiedy przyszła opowiedziałam jej o moich gościach. Powiadomiłam ją też o imprezie urodzinowej. Zgodziła się ze zdziwieniem, wiedziała bowiem , że nie przepadam za imprezami. Wydarzenia z przeszłości nie pozwalały mi wtedy. Mama się mnie wtedy o to zapytała a ja odpowiedziałam :
- Mamo, nie patrzę w przeszłość, byłą przerażająca - po tych słowach rodzicielka przytuliła mnie do siebie. Pokazałam jej również mój zakup. W ciszy podziwiałyśmy parę butów. Siedziałyśmy i wspominałyśmy do późna w nocy. Później zmęczona poszłam spać. Wszystko było jakby jaśniejsze. Dzięki dwójce niesamowitych ludzi.
----------------------------------------------------------------
Witam Was JESZCZE w starym roku ;) Tu Liamkowa♥ Chciałabym Wam życzyć Szczęśliwego Nowego roku, spełnienia marzeń, zdrowia, koncertu 1D no i czego jeszcze sobie życzycie <3 Jak widzicie Kaja ma jakieś przeżycia związane z przeszłością ? Jak myślicie co to może być ? Wiem, ze jest was trochę ;) Dodawajcie się do obserwujących i komentujcie, bo to motywuje i sprawia radość. Wtedy wiemy, ze ktoś to czyta i ze mamy dla kogo pisać ♥
Love you all ♥
Liamkowa xx
wtorek, 31 grudnia 2013
niedziela, 8 grudnia 2013
Rozdział 5
Obudziłam się na ramieniu Harrego. Wszystko byłoby idealnie, gdyby mój wspaniały chłopak, nie dostał ślinotoku! Obślinił mnie całą. Nie dość, że się upił, to jeszcze... Kurwa, nasikał mi w buty. Co za cep! Tych butów, to ja już mu nie wybaczę. Przesadził.
Wszyscy jak zwykle spali. Jak na poprzedniej imprezie. Przerażał mnie ten widok. Po prostu, zwyczajnie, wzięłam znów swoje ubrania i poszłam do łazienki się ubrać.
Chciałam jak najszybciej, znów wrócić do domu. Z Harrym. Poproszę ciotkę, żeby pozwoliła mi u niego nocować. To największe, czego dziś potrzebuję.
Dopiero w domu wezmę prysznic. Ubrałam się. Najzwyczajniej na świecie wsunęłam rurki na nogi. Wyciągnęłam z torebki szminkę i poprawiłam nią usta. Idealnie. Tyle wystarczy.
-Harry.. Harry! - próbowałam obudzić mojego śpiocha - Zmywamy się, póki te pijaki jeszcze śpią. - szepnęłam mu do ucha - Rusz się, głąbie! - zawołałam cicho. Na te słowa jego zgrabny tyłek gwałtownie zsunął się z łóżka na podłogę. Złapałam go za ucho i podniosłam do pionu.
-Auaa.. Kobieto, co się dzieje? Pali się? Louis wczoraj tyle wypił, do wieczora nie wstanie.
-Zupełnie jak ty. - wycedziłam. Chłopak wzruszył ramionami. Podałam mu jego ubrania.
-Ubieraj się, głupku. Będziesz mnie nosił na barana. Nasikałeś mi wczoraj na buty, ty flejo!
-Cii.. Bo wilk wstanie zaraz. - wskazał wzrokiem na Lou. Zniżyłam głos.
-Dobra.
-W ramach rekompensaty za te buty, ponoszę cię, ale kupię ci ładniejsze buciki. Przypomnij mi o tym. - kiwnęłam głową.
Poczekałam na Hazzę, aż się ubrał w salonie, gdzie było parę porozwalanych krzeseł. Pomyślałam, że to Tomlinson znów szalał po pijaku. Procenty uderzyły mu do głowy. Jak zwykle.
A na dole, spotkałam również Liama buszującego po lodówce.
-Czego tam szukasz?! - zapytałam głośno. Szatyn chyba mnie nie zauważył, bo podskoczył lekko ze strachu.
-Boże, Hadley, nie strasz mnie tak.. Już nie śpisz?
-Oczywiście, że nie. Czekam na tego głąba, aż się ubierze. Zmyjemy się, zanim te wariaty ujrzą światło dzienne. Moja ciotka pewnie wychodzi z siebie i staje obok, bo mnie nadal nie ma w domu. Ale mówiła, że pracuje na noc, więc powinna wrócić za godzinę.. Wiesz, Harry ma jakieś trzy procenty we krwi, nie mógłbyś nas zawieźć? Obawiam się, że z nim się nie da tak jeździć, dostaniemy mandat i dopiero będzie, bo on nie ma przy sobie kasy.
-Jasne. Najważniejsze jest bezpieczeństwo, co nie? Najpierw tylko coś wszamam. - pokręciłam głową - Co?
-Błagam Cię.. Teraz..
-Hm..
-Zajedziemy do Maca.
-No dobra. I tak mają zupełnie pustą lodówkę. - powiedział i zamknął ją. I zaraz zszedł na dół i Harry.
-Pakuj się do tego pięknego Lamorghini, Styles. Nie pozwolę ci prowadzić tego grata, zwłaszcza po pijaku.
-Jak sobie pańcia życzy.
-Schyl się. - nakazałam. Lokers posłusznie to zrobił, a ja wskoczyłam mu na plecy - Obiecałeś mi coś.
-Wiem.. - nie odrzekł nic więcej. Przecież miałam rację. Ma mnie nosić.
Liam poszedł odpalić auto, a my tuż za nim.
Wsiadłam do pięknego wozu o białej tapicerce. Usadowiłam się bardzo wygodnie.
-Wreszcie porządne auto.
-Ej, Marina jest ponadczasowa!
-Nazwałeś to auto Marina? Czy w ogóle można to nazwać autem? - jak ja lubiłam go wkurzać.
-Bo cię nie będę niósł. Pokaleczysz się w nogi!
-Wiesz Hazz, modlę się, żebyś to był ty.
-Miłość kwitnie. Piękni i młodzi. - rzekł Liam sarkastycznie, po czym się brechtnął.
-I tacy idealni. - dopowiedział Styles.
-Czasem tak bywa, że się tyramy przez jakiś czas, a później i tak się kończy w łóżku.
-Ekhem.. - Harry kaszlnął - Tak. I to za każdym razem. Ale to miała być nasza tajemnica!
-Srak tajemnica, wszyscy wiedzą, że lubisz się pierdolić!
-Cicho.
-Okej, skarbie. - oparłam się o jego ramię - Widzisz? Już jest dobrze. - Liam pokręcił z niedowierzanie głową, po czym przekręcił klucz w stacyjce i ruszyliśmy.
W połowie drogi, na jakiejś szosie samochód po prostu stanął, a z rury wydechowej słychać było buchanie i tłuczenie.
-Chyba rozrusznik się zjebał.
-Kurwa. Świetnie. - warknął Harry.
-Bez paniki.. - uspokoiłam go.
-Ja nie panikuję. Ja po prostu się śpieszę. - chłopak wysiadł. Zostałam sama. A oni coś zaczęli majstrować. Po pięciu minutach, usłyszałam Liama.
-Miałem rację. Zjebał się rozrusznik.. Harry, zostań tu i pilnuj samochodu. Hadley, pójdziesz ze mną poszukać jakiegoś punktu, gdzie możemy prosić o pomoc. Chodź. - na jego życzenie wysiadłam.
-Ale Liam, ja nie mam butów..
-Poczekaj. - otworzył bag i wyjął ładną parę sandałów - To buty mojej dziewczyny. Nie obrazi się, jeśli pożyczysz. - wsunęłam szybko buty na stopy i poszłam za nim. Bałam się tylko o Harrego. Z nim nigdy nic nie wiadomo. A teraz, zostaje sam na szosie z drogim zapewne w chuj samochodem. Dobrze. Chyba mu zaufam.
Szliśmy tak jakiś czas w ciszy.
-Liam.. Mogę cię o coś spytać?
-Jasne.
-Czy ty i Maria.. No wiesz.. Robiliście już to? Niee że wnikam w Twoje życie seksualne, ale..
-Tak. - przerwał mi i nabrał świeżego powietrza - Hadley.. Ona jest.. Wiesz..
-Nie wiem.
-Ona jest zamknięta w sobie.
-I ma styl. - spojrzałam na buty.
-Trochę. - zaśmiał się lekko - Trudno do niej dojść. Czasem gada takie głupoty, że nie wiem o co jej chodzi.. Ale jest piękną i atrakcyjną kobietą.
-Zapewne. - wycedziłam. Liam nagle spojrzał przed siebie.
-Hadley, uważaj! - krzyknął.
-Na co? - ostatnie słowa, które od niego usłyszałam. Odparło go jakiś metr do przodu. Puknęło go auto.
-Liaaam!! - krzyknęłam.
______________________________________________________________________
Rozdział krótki, bo musiałam się sprężyć :'c
Najlepszym komentarzem na to, będzie jego brak..
Heh, dobranoc .<3
~ Swaggy Hemoglobina <tommo>
Wszyscy jak zwykle spali. Jak na poprzedniej imprezie. Przerażał mnie ten widok. Po prostu, zwyczajnie, wzięłam znów swoje ubrania i poszłam do łazienki się ubrać.
Chciałam jak najszybciej, znów wrócić do domu. Z Harrym. Poproszę ciotkę, żeby pozwoliła mi u niego nocować. To największe, czego dziś potrzebuję.
Dopiero w domu wezmę prysznic. Ubrałam się. Najzwyczajniej na świecie wsunęłam rurki na nogi. Wyciągnęłam z torebki szminkę i poprawiłam nią usta. Idealnie. Tyle wystarczy.
-Harry.. Harry! - próbowałam obudzić mojego śpiocha - Zmywamy się, póki te pijaki jeszcze śpią. - szepnęłam mu do ucha - Rusz się, głąbie! - zawołałam cicho. Na te słowa jego zgrabny tyłek gwałtownie zsunął się z łóżka na podłogę. Złapałam go za ucho i podniosłam do pionu.
-Auaa.. Kobieto, co się dzieje? Pali się? Louis wczoraj tyle wypił, do wieczora nie wstanie.
-Zupełnie jak ty. - wycedziłam. Chłopak wzruszył ramionami. Podałam mu jego ubrania.
-Ubieraj się, głupku. Będziesz mnie nosił na barana. Nasikałeś mi wczoraj na buty, ty flejo!
-Cii.. Bo wilk wstanie zaraz. - wskazał wzrokiem na Lou. Zniżyłam głos.
-Dobra.
-W ramach rekompensaty za te buty, ponoszę cię, ale kupię ci ładniejsze buciki. Przypomnij mi o tym. - kiwnęłam głową.
Poczekałam na Hazzę, aż się ubrał w salonie, gdzie było parę porozwalanych krzeseł. Pomyślałam, że to Tomlinson znów szalał po pijaku. Procenty uderzyły mu do głowy. Jak zwykle.
A na dole, spotkałam również Liama buszującego po lodówce.
-Czego tam szukasz?! - zapytałam głośno. Szatyn chyba mnie nie zauważył, bo podskoczył lekko ze strachu.
-Boże, Hadley, nie strasz mnie tak.. Już nie śpisz?
-Oczywiście, że nie. Czekam na tego głąba, aż się ubierze. Zmyjemy się, zanim te wariaty ujrzą światło dzienne. Moja ciotka pewnie wychodzi z siebie i staje obok, bo mnie nadal nie ma w domu. Ale mówiła, że pracuje na noc, więc powinna wrócić za godzinę.. Wiesz, Harry ma jakieś trzy procenty we krwi, nie mógłbyś nas zawieźć? Obawiam się, że z nim się nie da tak jeździć, dostaniemy mandat i dopiero będzie, bo on nie ma przy sobie kasy.
-Jasne. Najważniejsze jest bezpieczeństwo, co nie? Najpierw tylko coś wszamam. - pokręciłam głową - Co?
-Błagam Cię.. Teraz..
-Hm..
-Zajedziemy do Maca.
-No dobra. I tak mają zupełnie pustą lodówkę. - powiedział i zamknął ją. I zaraz zszedł na dół i Harry.
-Pakuj się do tego pięknego Lamorghini, Styles. Nie pozwolę ci prowadzić tego grata, zwłaszcza po pijaku.
-Jak sobie pańcia życzy.
-Schyl się. - nakazałam. Lokers posłusznie to zrobił, a ja wskoczyłam mu na plecy - Obiecałeś mi coś.
-Wiem.. - nie odrzekł nic więcej. Przecież miałam rację. Ma mnie nosić.
Liam poszedł odpalić auto, a my tuż za nim.
Wsiadłam do pięknego wozu o białej tapicerce. Usadowiłam się bardzo wygodnie.
-Wreszcie porządne auto.
-Ej, Marina jest ponadczasowa!
-Nazwałeś to auto Marina? Czy w ogóle można to nazwać autem? - jak ja lubiłam go wkurzać.
-Bo cię nie będę niósł. Pokaleczysz się w nogi!
-Wiesz Hazz, modlę się, żebyś to był ty.
-Miłość kwitnie. Piękni i młodzi. - rzekł Liam sarkastycznie, po czym się brechtnął.
-I tacy idealni. - dopowiedział Styles.
-Czasem tak bywa, że się tyramy przez jakiś czas, a później i tak się kończy w łóżku.
-Ekhem.. - Harry kaszlnął - Tak. I to za każdym razem. Ale to miała być nasza tajemnica!
-Srak tajemnica, wszyscy wiedzą, że lubisz się pierdolić!
-Cicho.
-Okej, skarbie. - oparłam się o jego ramię - Widzisz? Już jest dobrze. - Liam pokręcił z niedowierzanie głową, po czym przekręcił klucz w stacyjce i ruszyliśmy.
W połowie drogi, na jakiejś szosie samochód po prostu stanął, a z rury wydechowej słychać było buchanie i tłuczenie.
-Chyba rozrusznik się zjebał.
-Kurwa. Świetnie. - warknął Harry.
-Bez paniki.. - uspokoiłam go.
-Ja nie panikuję. Ja po prostu się śpieszę. - chłopak wysiadł. Zostałam sama. A oni coś zaczęli majstrować. Po pięciu minutach, usłyszałam Liama.
-Miałem rację. Zjebał się rozrusznik.. Harry, zostań tu i pilnuj samochodu. Hadley, pójdziesz ze mną poszukać jakiegoś punktu, gdzie możemy prosić o pomoc. Chodź. - na jego życzenie wysiadłam.
-Ale Liam, ja nie mam butów..
-Poczekaj. - otworzył bag i wyjął ładną parę sandałów - To buty mojej dziewczyny. Nie obrazi się, jeśli pożyczysz. - wsunęłam szybko buty na stopy i poszłam za nim. Bałam się tylko o Harrego. Z nim nigdy nic nie wiadomo. A teraz, zostaje sam na szosie z drogim zapewne w chuj samochodem. Dobrze. Chyba mu zaufam.
Szliśmy tak jakiś czas w ciszy.
-Liam.. Mogę cię o coś spytać?
-Jasne.
-Czy ty i Maria.. No wiesz.. Robiliście już to? Niee że wnikam w Twoje życie seksualne, ale..
-Tak. - przerwał mi i nabrał świeżego powietrza - Hadley.. Ona jest.. Wiesz..
-Nie wiem.
-Ona jest zamknięta w sobie.
-I ma styl. - spojrzałam na buty.
-Trochę. - zaśmiał się lekko - Trudno do niej dojść. Czasem gada takie głupoty, że nie wiem o co jej chodzi.. Ale jest piękną i atrakcyjną kobietą.
-Zapewne. - wycedziłam. Liam nagle spojrzał przed siebie.
-Hadley, uważaj! - krzyknął.
-Na co? - ostatnie słowa, które od niego usłyszałam. Odparło go jakiś metr do przodu. Puknęło go auto.
-Liaaam!! - krzyknęłam.
______________________________________________________________________
Rozdział krótki, bo musiałam się sprężyć :'c
Najlepszym komentarzem na to, będzie jego brak..
Heh, dobranoc .<3
~ Swaggy Hemoglobina <tommo>
Subskrybuj:
Posty (Atom)