_______________________________________________________________
*Hadley POV*
Ubrałam jasne, obcisłe jeansy, czarną bokserkę i miętową bejsbolówkę. Wyprostowałam moje czarne włosy, zrobiłam delikatny (czytaj:mocny) makijaż i założyłam na głowę czarną czapkę Beanie z napisem "Comme des fuckdown". Zeszłam na dół, gdzie ciotka już czekała przy stole.
- Wiem o której wróciłaś. - powiedziała chłodno.
- Miałam trening, nie rozumiesz? - powiedziałam i podeszłam do lodówki, którą chciałam otworzyć, ale ciotka Mandy mnie zatrzymała.
- Musisz skupić się bardziej na szkole , wiesz?
- Przestań mi mówić co mam robić. Jestem już prawie dorosła.
- Twoja matka poprosiła mnie, żebym się Tobą zaopiekowała, nie potrafisz tego pojąć? Obiecałam jej, że się Tobą zajmę i zadbam o wszystko. Gdyby żyła, na pewno by coś z tym zrobiła. Jestem pewna, że by cię ukarała. - przesunęłam się do niej bliżej.
- Nie masz pojęcia, co zrobiła by moja matka. - rzuciłam jej prosto w twarz, po czym wzięłam torebkę z przedpokoju, po czym wyszłam z domu trzaskając drzwiami.
Byłam taka wściekła. Jak ona śmiała? Nie powinna wspominać mojej matki w taki sposób wiedząc dobrze, jak przeżyłam jej śmierć. Nie pobędę w tym mieście za długo. W końcu wyjadę do ojca, do Londynu. Nie ma, że boli.
Ruszyłam w stronę domu Harrego. Wiem, że impreza dopiero o 16.00, ale ja tam dłużej nie wytrzymam. W drodze włożyłam do uszu słuchawki.
Brytyjskie domy mają to do siebie, że nie są ogrodzone od przodu. Dzięki temu łatwiej przedostać się do drzwi. Zapukałam. Otworzył mi jakiś koleś. Niewysoki chłopak z burzą blond dredów na głowie. W dodatku stał bez koszulki.
- Ja do Harrego. - powiedziałam oschle.
- Harry? Nie kazał nikogo wpuszczać. A jeśli chcesz się z nim przespać, to kiedy nie jest zajęty.- odparł, a ja wybałuszyłam na niego oczy. Parsknęłam śmiechem.
- Harry to mój chłopak, wpuść mnie, idioto.
- Nie zamierzam. - uśmiechnęłam się i przedarłam przez chłopaka. Ale on zaraz złapał mnie za talię i zaczął ciągnąć w stronę drzwi.
- Harry jakaś laska za wszelką cenę chce się tu włamać! - krzyknął. Usłyszałam jak Harry schodzi po schodach.
- Puść moją dziewczynę, kretynie ! - zawołał. Od razu mogłam się wyswobodzić z uścisku chłopaka.
- A jednak to ona.. Oops. Wybacz.
- Lepiej już wracaj do garażu, Rafael.
- Tak jest szefie. I przepraszam za tę akcję.
- Nie ma sprawy, następnym razem wezmę paralizator. - uśmiechnęłam się. Chłopak zaśmiał się i wyszedł. Wróciłam oczyma na Hazzę.
- Co to za koleś? - spytałam.
- Ehh, przyjaciel.
- Kolejny o którym nic nie wiem. Hmm...
- Mam ich za dużo. Dobra, schodząc z tematu.. Co tu robisz? Miałem być po ciebie o 15.30..
- Wiem, ale przez nią nie wysiedzę tam długo. Wkurwia mnie.
- Jak zwykle. - mruknął.
- Ale Hazza.. - popieściłam go po włosach z boku.
- Tak, kwiatuszku?
- O 12.00 jedzie do roboty. Nie będzie jej do jutra, bo ma nockę.
- To nawet lepiej.
- Zawieziesz mnie do domu i tam się wyszykuję. Z drugiej strony, chciałam z Tobą dłużej pobyć. Tęskniłam za Tobą przez noc.
- Naprawdę? - moje kochanie poruszył znacząco brwiami - To może masz ochotę iść do sypialni ?
- A tobie to tylko jedno w głowie! Jestem głodna póki co.
- Nie dała Ci nawet śniadania? - spytał oburzony.
-Daj spokój. Po prostu wyszłam i nie zjadłam. Od razu zaczęło się nieprzyjemnie. Głupie pytania, typu: Gdzie byłaś, co robiłaś. To męczące. Z każdym dniem. Wiesz...
-No wiem, wiem. Przy mnie się zrelaksujesz. - uśmiechnął się pokazując rząd idealnie białych zębów. Wzięłam jeden głęboki wdech i podeszłam do lodówki.
-Mogę zrobić zupę mleczną z makaronem?
-Kuchnia cała Twoja. Ja już jadłem, więc zrób tylko dla siebie.
-Jasne, dzięki.
-Wrócę za pół godziny. Muszę pomóc Rafaelowi. Naprawia mi auto w zamian za to, że uchroniłem go od mandatu na ostatniej imprezie. Gość jest pokręcony. - westchnął głośno - No, musimy mieć czym dojechać do Doncaster, czyż nie?
-Tak. - mruknęłam na odpierdziel i wyjęłam z lodówki mleko. W mgnieniu oka, Harrego już przy mnie nie było. Zmył się.
Zaczęłam gotować. Mleko, woda, cukier i makaron. Proste.
Zajrzałam do "Domowych Przepisów". Nigdy wcześniej nie robiłam zupy mlecznej, a to wszystko z lenistwa. Wolałam się napchać kanapkami, które zapiłam sokiem niż zrobić coś, co wymagało czasu.
Zajęło mi to tylko dziesięć minut, a o dziwo, nawet wyszło. Ku mojemu zdziwieniu.
Nalałam sobie odpowiednią porcję do miseczki i wzięłam łyżeczkę.
Włączyłam sobie mały telewizorek, który stał na blacie z nad przeciwka. Akurat leciał jakiś program muzyczny. Zostawiłam go i jedząc mozolnie swoją zupę, słuchałam w milczeniu muzyki. Relaksowała mnie. Zwłaszcza przy jedzeniu.
Tymczasem myślałam, co by tu ubrać na imprezę. Tak. Już o tym myślałam. Zwyczajne spodnie i koszula czy sukienka bez rękawów, z ozdobnym kołnierzykiem w kolorze mięty? Niezły dylemat.
Może nad tym zastanowię się w domu. Na razie nie muszę się tym martwić. Do imprezy sporo czasu.
Odłożyłam naczynia do zmywarki i poszłam szukać Harrego. Mówił, że idzie do garażu. Więc chodźmy do garażu.
Znalazłam go majstrującego coś przy masce samochodu. Miał całe umorusane ręce w smarze samochodowym. Gdy mnie zobaczył, położył klucz na półce i pokazał mi swoje dłonie.
-Chodź się przytulić! - zawołał i zaczął mnie gonić. Biegłam dookoła auta. Bo tak mnie gonił, idiota. W końcu wybiegłam na dwór. Tak czy siak, dopadł mnie i przewalił na ziemię. Dotknął mojej twarzy, ubrań i szyi. Byłam cała czarna! A to pajac. Jak on mógł? No jak? Za jakie grzechy? Co ja mu zrobiłam? Byłam najwidoczniej dla niego za dobra.
-Harry, ty padafianie. Dlaczego? - zaczął się śmiać. Już nie będę wymieniać, jaki on jest.
***Trzy godziny później***
Harremu i Rafaelowi udało się naprawić auto. Wystarczyło wymienić parę części i był jak nowy. Idealnie. Bo miałam dość jeżdżenia z nim tramwajem. Już wolałam jeździć tym rzęchem, niż komunikacją miejską.
Wsiadłam w granatowego BMW i zapięłam pasy. Hazza siadł za kierownicą i próbował odpalić silnik. Nie szło mu to sprawnie.
-Co jest? - spytałam.
-Poczekaj. - chłopak wyjrzał zza okno - Raf! Weź nas popchnij! - krzyknął do tyłu. Aż zadudniło mi w uszach. Idealnie. Samochód jest cholernie rozpierdolony i on nie ma wstydu go nadal prowadzać.
Chłopak w dredach wypchnął nas na drogę i Harry wreszcie odpalił. Mogliśmy w spokoju, wrócić do mnie do domu. Na Duke Street.
Ja na dodatek zasnęłam w aucie. Byłam tak zmęczona, a sama tego nie zauważyłam.
-Jesteśmy na miejscu! - usłyszałam głos mojego chłopaka. A był tak donośny w tej chwili, że zadudniło mi w uszach.
Wysiadłam pośpiesznie i zabrałam torbę. Wyjęłam kluczyk z doniczki i odkluczyłam drzwi.
-Powycieraj buty jak będziesz wchodził i nie waż się zostawić ani jednej smugi na lustrze. Ciotka mnie ubije.
-O Boże, zaczyna się.. - usłyszałam. Myślał, że jestem taka głucha. Co za pajac.
Przewróciłam oczyma i odłożyłam torbę na murowanym segmencie kuchni.
-Która godzina? - spytałam wchodząc po starych, drewnianych schodach, które już spruchniały, aż skrzypiały.
-Po czternastej. Zostały nam dwie godziny.
-Woah. Ale ten czas szybko leci. Weź z lodówki wyjmij lody i przynieś mi je do pokoju.
-Nie jestem Twoim służącym... - chwila ciszy - A jakie? - no i od razu gada inaczej.
-Takie dobre. Nie zadawaj tyle pytań, tylko rób co każę. - zaraz moich uszu doszedł pisk gumy - I przestań się ślizgać na tej podłodze. Robisz mi na złość? - w odpowiedzi usłyszałam drwiący śmiech. Co za cymbał. Mogę tak cały dzień go tytułować. Epitety jeszcze mi się nie skończyły.
Weszłam do pokoju i mozolnym ruchem, otworzyłam rozsuwaną szafę, która stała na rogu pokoju. Zaczęłam grzebać między wieszakami w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na imprezę. Muszę wyglądać bombastycznie, jak to Hazza zwykł mawiać. Jak zawsze.
W końcu mój chłopak znalazł się w pokoju, wraz ze mną z dwoma, czekoladowymi lodami w kubeczku. Podał mi jeden z nich i sam, rozwalił się na moim pościelonym już łóżku. Wyglądał tak seksownie, że nie miałam sumienia go stamtąd zwalać. Mam przynajmniej na co patrzeć.
-Nie mam w co się ubrać. - westchnęłam i uderzyłam głową w drzwi szafy.
-Masz dwie szafy wypchane ciuchami, w tym trzecia.
-To są tylko jakieś wieszaki z ciuchami których nie chciało mi się składać.
-Ty niedbała dziewczyno.
-Powiedział koleś, który tydzień chodzi w jednej parze skarpetek. Założył byś czyste, wyprasowane skarpetki. Śmierdzi już od ciebie, dlatego nie kazałam ci zdejmować butów. Zaczadził byś mi całe mieszkanie.
-Daj spokój. - machnął ręką i wziął kolejną łyżkę loda do ust.
-A ty kiedy się przebierzesz?
-Już jestem ubrany.
-Serioo? - wybałuszyłam na niego oczy - Serio? - powtórzyłam.
-Tak, serio.
Miał na sobie czarną bluzę z napisem "Teenage Runaway" oraz ciemne jeansy. A na nogach białe, znoszone trampki All Stars. Przyznam, że nie było się do czego przyczepić.
-Dobra, nieważne. - fuknęłam i odwróciłam się z powrotem do szafy - Doradź mi, kochanie..!
-Niech będzie. - Harry niechętnie powstał z łóżka i otworzył drugą szafkę - Gdzie masz tę sukienkę, którą ci ostatnio na naszą rocznicę kupiłem?
-Tę miętową bez rękawów, z ozdobnym kołnierzykiem?
-Tak. - sięgnęłam w głąb szafy i wyciągnęłam wieszak z ową sukieneczką. Była śliczna. Moja ulubiona. Harry wydał na nią tylko 50 funtów, ale to i tak wiele.
Chłopak przyłożył mi ją do ciała.
-Idealna. Tak jak moja dziewczyna. - uśmiechnął się i odłożył ją na oparcie krzesła - Widzisz? To nie takie trudne dobrze się ubrać.
-Masz rację. Założę do niej czarne baleriny i na wierzch jeansową kurtkę. Dobra, jeszcze makijaż i będę gotowa. Daj mi pół godziny. Wezmę jeszcze prysznic. - rzuciłam i wzięłam ręcznik z kaloryfera, kierując się do łazienki.
Odkręciłam zawór z ciepłą wodą i pozwoliłam jej spłynąć po mojej skórze. Dokładnie umyłam ciało. Gdy wyszłam z kabiny, jeszcze je posmarowałam balsamem, po czym owinęłam ręcznikiem. To wszystko zajęło mi aż dwadzieścia minut.
Wróciłam do Harrego. Siedział przy biurku i grzebał coś w moim komputerze.
-Świetna kąpiel. Tego mi było trzeba. - zabrałam przygotowane ubrania i poszłam z nimi do łazienki, gdzie mogłam w spokoju się ubrać. Gdy skończyłam, wróciłam znów do pokoju. Harry nadal serfował po Twitterze. Ahh, to wszystko go pochłania. Cały Styles.
Zrobiłam jeszcze delikatny, nie duży make-up i włosy podkręciłam na lokówce. Włożyłam biżuterie i byłam gotowa. A to, jak ulał zabrało mi tylko 10 minut.
-Idealnie. - powiedziałam do siebie - Jak wyglądam, kotku?
-Przepięknie. - rzekł z urzekającym uśmieszkiem tak, że w jego policzkach ukazały się słodkie dołeczki.
Wysiadłam pośpiesznie i zabrałam torbę. Wyjęłam kluczyk z doniczki i odkluczyłam drzwi.
-Powycieraj buty jak będziesz wchodził i nie waż się zostawić ani jednej smugi na lustrze. Ciotka mnie ubije.
-O Boże, zaczyna się.. - usłyszałam. Myślał, że jestem taka głucha. Co za pajac.
Przewróciłam oczyma i odłożyłam torbę na murowanym segmencie kuchni.
-Która godzina? - spytałam wchodząc po starych, drewnianych schodach, które już spruchniały, aż skrzypiały.
-Po czternastej. Zostały nam dwie godziny.
-Woah. Ale ten czas szybko leci. Weź z lodówki wyjmij lody i przynieś mi je do pokoju.
-Nie jestem Twoim służącym... - chwila ciszy - A jakie? - no i od razu gada inaczej.
-Takie dobre. Nie zadawaj tyle pytań, tylko rób co każę. - zaraz moich uszu doszedł pisk gumy - I przestań się ślizgać na tej podłodze. Robisz mi na złość? - w odpowiedzi usłyszałam drwiący śmiech. Co za cymbał. Mogę tak cały dzień go tytułować. Epitety jeszcze mi się nie skończyły.
Weszłam do pokoju i mozolnym ruchem, otworzyłam rozsuwaną szafę, która stała na rogu pokoju. Zaczęłam grzebać między wieszakami w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na imprezę. Muszę wyglądać bombastycznie, jak to Hazza zwykł mawiać. Jak zawsze.
W końcu mój chłopak znalazł się w pokoju, wraz ze mną z dwoma, czekoladowymi lodami w kubeczku. Podał mi jeden z nich i sam, rozwalił się na moim pościelonym już łóżku. Wyglądał tak seksownie, że nie miałam sumienia go stamtąd zwalać. Mam przynajmniej na co patrzeć.
-Nie mam w co się ubrać. - westchnęłam i uderzyłam głową w drzwi szafy.
-Masz dwie szafy wypchane ciuchami, w tym trzecia.
-To są tylko jakieś wieszaki z ciuchami których nie chciało mi się składać.
-Ty niedbała dziewczyno.
-Powiedział koleś, który tydzień chodzi w jednej parze skarpetek. Założył byś czyste, wyprasowane skarpetki. Śmierdzi już od ciebie, dlatego nie kazałam ci zdejmować butów. Zaczadził byś mi całe mieszkanie.
-Daj spokój. - machnął ręką i wziął kolejną łyżkę loda do ust.
-A ty kiedy się przebierzesz?
-Już jestem ubrany.
-Serioo? - wybałuszyłam na niego oczy - Serio? - powtórzyłam.
-Tak, serio.
Miał na sobie czarną bluzę z napisem "Teenage Runaway" oraz ciemne jeansy. A na nogach białe, znoszone trampki All Stars. Przyznam, że nie było się do czego przyczepić.
-Dobra, nieważne. - fuknęłam i odwróciłam się z powrotem do szafy - Doradź mi, kochanie..!
-Niech będzie. - Harry niechętnie powstał z łóżka i otworzył drugą szafkę - Gdzie masz tę sukienkę, którą ci ostatnio na naszą rocznicę kupiłem?
-Tę miętową bez rękawów, z ozdobnym kołnierzykiem?
-Tak. - sięgnęłam w głąb szafy i wyciągnęłam wieszak z ową sukieneczką. Była śliczna. Moja ulubiona. Harry wydał na nią tylko 50 funtów, ale to i tak wiele.
Chłopak przyłożył mi ją do ciała.
-Idealna. Tak jak moja dziewczyna. - uśmiechnął się i odłożył ją na oparcie krzesła - Widzisz? To nie takie trudne dobrze się ubrać.
-Masz rację. Założę do niej czarne baleriny i na wierzch jeansową kurtkę. Dobra, jeszcze makijaż i będę gotowa. Daj mi pół godziny. Wezmę jeszcze prysznic. - rzuciłam i wzięłam ręcznik z kaloryfera, kierując się do łazienki.
Odkręciłam zawór z ciepłą wodą i pozwoliłam jej spłynąć po mojej skórze. Dokładnie umyłam ciało. Gdy wyszłam z kabiny, jeszcze je posmarowałam balsamem, po czym owinęłam ręcznikiem. To wszystko zajęło mi aż dwadzieścia minut.
Wróciłam do Harrego. Siedział przy biurku i grzebał coś w moim komputerze.
-Świetna kąpiel. Tego mi było trzeba. - zabrałam przygotowane ubrania i poszłam z nimi do łazienki, gdzie mogłam w spokoju się ubrać. Gdy skończyłam, wróciłam znów do pokoju. Harry nadal serfował po Twitterze. Ahh, to wszystko go pochłania. Cały Styles.
Zrobiłam jeszcze delikatny, nie duży make-up i włosy podkręciłam na lokówce. Włożyłam biżuterie i byłam gotowa. A to, jak ulał zabrało mi tylko 10 minut.
-Idealnie. - powiedziałam do siebie - Jak wyglądam, kotku?
-Przepięknie. - rzekł z urzekającym uśmieszkiem tak, że w jego policzkach ukazały się słodkie dołeczki.
***Godzinę później***
Dojechaliśmy do Doncaster. Podróż trwała tylko godzinkę, bo z Holmes Chapel do Doncaster jest tylko 12 kilometrów.
Dom Louisa, przyjaciela Harrego był ogromną kawalerką. Niesamowite. Nie sądziłam, że ktoś mógłby w życiu mieszkać w takim miejscu, pracując w zwyczajnym warsztacie samochodowym. Imponujące i zadziwiające w jednym.
Nie ukrywam, że zaczynam lubić to miejsce.
Wszystkie pomieszczenia były oświetlone, a ze wszystkich otworów już wydobywała się głośna, imprezowa muzyka. To coś dla mnie, choć do tańca nie jestem kiepska, tym razem sobie odpuszczę i zawrę znajomość ze znajomymi chłopaków. Żeby znów, nie było przede mną żadnych niepokojących tajemnic. Trzeba się rozejrzeć.
-Podoba ci się, co? - spytał po chwili mój chłopak.
-Owszem. - mruknęłam cicho i poszłam przed siebie, do wejścia. Na zewnątrz było zaparkowane mnóstwo samochodów. To wskazuje tylko na jedno: będzie to prawdziwy Projekt X jak na filmie. Ehh, już się nie mogę doczekać. Czujecie ten sarkazm? Tak. To będzie moja ostatnia noc w życiu.
-Chodźmy. - ponagliłam go. Po prostu zadzwoniłam do drzwi. Wymieniłam z Harrym zmartwione spojrzenia. Taa, on też się stresował. Widziałam to po nim - Miejmy nadzieję, że nie upijesz się tak jak zwykle , i że wrócimy żywi. - powiedziałam cichaczem. Zrozumiał to. Pokiwał potakująco głową.
-Będzie jeszcze jego dziewczyna, Kelsey. Więc uważaj, niezła z niej papla. Będzie chciała się zaprzyjaźnić. - zdradził. Mentalnie przeklnęłam. Ale może będzie fajną dziewczyną. Nic nigdy nie wiadomo.
Uśmiechnęłam się pod nosem i założyłam włosy za ucho.
W końcu, ktoś przekręcił gałkę po drugiej stronie drzwi. Otworzył nam, dosyć przystojny chłopak z ciemnymi włosami postawionymi na żel, w białym podkoszulku rozciętym po bokach, a w jego centrum napis "Leeds Festival". Na jego prawym bicepsie widniał tatuaż w postaci jelenia, a pod kośćmi obojczykowymi jakiś napis. To jedyne, co udało mi się zauważyć, bo zaraz się odezwał, więc skupiłam uwagę na jego szmaragdowych oczach. Uśmiechał się przemiło. Od razu mnie urzekł, nie zaprzeczę. Ale mam Harrego. Na szczęście. Już dawno byłabym w jego łóżku. Taka prawda. Typowy czaruś-imprezowicz.
-Witajcie na imprezie. Siemasz Harry. A ty pewnie jesteś... Alice, zgadza się? - ujął moją dłoń i ucałował jej wierzch. Zadrżałam, ale się uśmiechnęłam. Prawdziwy gentleman. Nie to co mój Hazza, ale i tak go kocham.
Pokiwałam głową.
-Proszę, wejdźcie. Zapraszam, zapraszam, nie bądźcie tacy nieśmiali. - zaśmiał się, a ja zaraz za nim. Styles rzucił mi spojrzenie, które mówiło: "Dusza człowiek. Mówiłem ci!". Tak. Właśnie tak.
Przeszłam przez zatłoczony hol. Roiło w nim się od ludzi, których nawet raz na oczy nie widziałam. Czemu się sobie nie dziwię? Nie mam aż tak dużo znajomych.
W tle leciał akurat Eminem z kawałkiem "WTP". Idealne na taką balangę. Dla innych. Bo ja akurat, takiej muzyki nie słucham. Za to Harry jak najbardziej, ale sądzę, że bardziej uderza w rockowe dźwięki. Przecież go znam. To miłość mojego życia, minęły dobre trzy lata. A ja wiem więcej o nim, niż on sam o sobie. I wzajemnie.
Tomlinson zaprowadził nas do barku w salonie, gdzie stała niewysoka dziewczyna. Z daleka nie dostrzegłam, ale wydawało mi się, że miała kręcone, blond włosy. Była ubrana w przewiewny, czarny top z płonącą czaszką, a na nogach jeansowe szorty. Ładna była. Auć, niezła. Lepsza ode mnie. Ah ta skromność.
-Hej. Ty pewnie jesteś Alice! - uśmiechnęła się i podała mi rękę, którą po jakimś czasie uścisnęłam - Świetna sukienka, masz ładne włosy, wiesz? - dziewczyna nie zastanawiając się dłużej, przytuliła mnie mocno. Aż nie mogłam oddychać. A więc tak się dzisiaj zaczynają wielkie przyjaźnie. Ani to przyjaźń ani wrogość. Coś pomiędzy tym - Chodź, naleję ci drinka. - bardzo bezdźwięcznie przekazałam Louisowi wiadomość pt. "Help me". Rozłożył bezradnie mówiąc w ten sposób: "Przykro mi" i to z taką satysfakcją, że aż przerażającą.
-Grzecznie się bawcie. - rzucił za nami Harry, na co jego koleżka zareagował rechotem. Ej, może być cool. Na razie..
Dziewczyna zaciągnęła mnie do kuchni i wyjęła wielki kielich. Nalała do niego tequillę oraz jakiś inny alkohol.
-Ale tak właściwie, Kelsey, to.. - żachnęłam się - Ja nie piję.
-Ile masz lat?
-17, na razie. Za tydzień kończę osiemnastkę.
-To czym ty się martwisz? Teoretycznie jesteś już dorosła. Nikt się nie wkurzy. Między innymi, sami tu dorośli, a i tak nie zwracają na nic uwagi. Do dna, kochanie. Nic nam nie zniszczy tej imprezy. - podała mi kieliszek. Jeszcze się wahałam. W końcu chwyciłam za szkło i przechyliłam. Jeszcze przez chwilę, zakrztusiłam się. Nie umiałam pić.
Dziewczyna poklepała mnie po plecach.
-Już dobrze. To dopiero początek.
-Nie chcę więcej pić. Wolę piwo korzenne. - wydusiłam. Przez to wszystko, aż wypłynęły z moich oczu łzy. Poleciało nie w tę ulicę, co trzeba.
-Jak wolisz. - dziewczyna wyjęła z lodówki czteropak piw w puszce. Położyła na stole, a ja wzięłam jeden i oparłam się o ścianę - Opowiedz coś o sobie. - zagaiła.
-Mam na imię Alice, mam 17 lat..
-To już wiem. - uśmiechnęła się lekko. Podeszła do mnie bliżej zgrabnym ruchem - Wiesz... Ładna jesteś. - zaczęła jeździć po moim ramieniu palcem, delikatnie chcąc odgarnąć moje włosy za plecy. Zagryzła wargę - Nie mów nikomu. Znamy się tak krótko, ale.. Wiedz, że jestem biseksualna. Nie zdziw się, jak dostaniesz ode mnie soczystego buziaka. - powiedziała. Miała coś ciekawego w oczach. O dziwo, nie bałam się. Byłam pozytywnie zaskoczona. Nigdy nie ciągnęło mnie w "ten" sposób do dziewcząt, jednak teraz byłam świadoma tego, co może się stać i.. Nie odtrąciłam tego na bok. To było miłe, że powiedziała to mnie, podczas, gdy poznałyśmy się dopiero przed minutą. Może to ostrzeżenie? A może poczucie zaufania? Lub oba? Tego jeszcze nie wiem, ale się dowiem, bardzo przypadkiem.
-Potrafisz dochować tajemnicy? - spytała błagalnym tonem.
-Tak. - szepnęłam. Dziewczyna odsunęła się z zadziornym uśmieszkiem i złapała za szklankę z whisky.
-Dzięki. - dodała głośniej - Mów dalej. - wzięłam głęboki wdech.
-Pochodzę z Nowej Angli. Jestem Amerykanką, ale od.. Jakiś paru lat mieszkam tutaj. Moja matka zmarła i.. Musiałam przenieść się do Holmes Chapel, do ciotki, która była moją jedyną rodziną. A właściwie to nie, bo mam jeszcze ojca. Ale po pogrzebie, od razu zabrał mnie tutaj i porzucił ciotce. Powiedział, że jeszcze nie może mnie wziąć do siebie, bo.. Bo ma dużo pracy na głowie i.. Takie coś może być dla niego trudne, mimo, że jestem już prawie pełnoletnia. Koniec końców, zostałam tutaj. Poznałam Harrego, tańczę balet i.. Daję lekcje dla małych dziewczynek, by zarobić na szkołę. Będę uczyła się w Akademii, ale bez funduszy nie jest to możliwe. Taka już jest moja dola. Wzięłam się do kupy i funkcjonuję sprawnie, jednak wracając do tematu ciotki, nie jestem mile widziana w jej sercu. Nie przepadamy za sobą. Ona chyba za mną, najmocniej. To okropne, ale radzę sobie z nią jak mogę. Po prostu nie udaję, że jestem na maksa wkurwiona i... - roześmiałam się cicho - Wybacz, nakręcam się.
-Oh nie, nie, nie. Nie martw się. To dobrze, że mi się tak zwierzasz. Lubię to. Darzysz mnie zaufaniem. Cieszę się z tego powodu. I... Przykro mi z powodu mamy. Przykro mi z powodu Twojego życia, że było takie marne. Ale teraz możesz się nim cieszyć i.. Nie zwracaj uwagi na ciotkę. To pewnie jakaś samolubna dziwka, która nie potrafi cię zaakceptować. Nie martw się, bo masz przyjaciół i kochającego cię chłopaka. Oni zawsze pomogą. Powiedz.. Zaprzyjaźnimy się?
-Spróbujmy. - rzekłam żwawo, dodając otuchy nie tylko jej, ale też i sobie samej. W podświadomości czułam, że mnie najbardziej pomoże. A Kelsey jest naprawdę, naprawdę warta mojego zaufania. Już kiedyś zaufałam komuś, na marne. Ten ktoś nie wykorzystał, ale w Kels, jest coś innego. Ona jest wyjątkowa. I wiem, że to zajdzie daleko, ale chcę spróbować.
Wróciłyśmy do chłopaków. Nie było ich dwóch, lecz trzech.
Przepchałam się przez ludzi, którzy stali mi na przeszkodzie, by przejść do naszej roześmianej grupki.
-Hej, chłopaki, znów. I witaj nowy. - zakomunikowała Kelsey patrząc ukradkiem na trzeciego chłopaka. Był to wysoki brunet o brązowych oczach, które dosłownie śmiały się. Wyglądał na miłego faceta.
-Jestem Liam, Liam Payne. Przyjaciel Louisa i Harrego. Miło mi poznać.
-Jestem Alice. - tym razem to ja zrobiłam pierwszy krok i podałam mu dłoń. Uścisnął ją śmiało.
-Miło mi. - powtórzył.
-A ja Kelsey. Laska Louisa. - wycedziła wyraźnie znudzona Liamem. Nie podobało mi się to, ale to nie moja sprawa, dlatego odwróciłam wzrok. Spojrzałam z powrotem na Liama. Kolejny raz, nim się obejrzałam, zostałam sama. A tak właściwie, to nie do końca, bo sam na sam z Paynem.
Uśmiechnęłam się kolejny raz nieśmiało i usiadłam na wysokim, barkowym krześle. Chłopak zrobił to samo.
-To.. Skąd jesteś? Dzisiaj postanowiłam, że będę starać się poznawać wszystkich znajomych mojego chłopaka i.. Louisa. Więc się spowiadaj. - brunet zaśmiał się.
-Zabawna z Ciebie dziewczyna, Alice.
-Oh. - moje policzki pokryły rumieńce. Ale szybko się ogarnęłam - Wiem. Staram się tylko wszystkich rozweselić.
-I dobrze Ci idzie, ślicznotko. Jestem z Wolverhampton, niedaleko Doncaster. Urodziłem się tam i skończyłem liceum. A chłopaków znam z castingu do X-factor. Nie udało się i.. Skończyłem pracując w nudnym antykwariacie. Ale poznałem Marię. Nie pamiętam dokładnie, jaki to był dzień, ale była to zima. Dziewczyna, która potrzebowała pomocy. Nie mogłem odmówić i..
-Ja przepraszam, że przerywam, ale kompletnie nie rozumiem, czemu wszyscy tutaj tak cholernie mi się zwierzacie ze swojego życia. Przecież to zbyt osobiste, by mówić pierwszej lepszej poznanej osobie.
-Nie jesteś pierwszą lepszą osobą. Przyjaciele moich przyjaciół, są przyjaciółmi i dla mnie. Nie czuj się wyrzutkiem... - chwila ciszy - A teraz daj mi dokończyć. Na czym to skończyłem? Aaa tak, no więc znalazłem ją w potrzebie. Nie mogłem odmówić, bo mam dobre serce. Czasami ludzie mówią mi "Jestes zbyt idealny, by żyć. Umrzyj". To mnie dobija, ale cóż. Pozwalam im w to wierzyć, bo.. Ideał nie istnieje. Ale ludzie uwierzą we wszystkie głupoty świata.
-Opowiadałeś o dziewczynie. Gubisz wątek. - skarciłam go żartobliwie.
-Masz rację. Zdarza mi się to. Nie będę cię karmił moimi mądrościami życiowymi, ale skończę opowieść o Marii. Wtedy zostaliśmy razem. A ona zaproponowała, że wyjdziemy do Doncaster, że zostawię moją nudną robotę. Obiecała, że załatwi mi lepszą fuchę. I rzeczywiście, tak się stało. Maria była jedną z najlepszych gimnastyczek w całym Yorkshire. Załatwiła mi pracę jako trener drużyny koszykarskiej. Idealna posada. Dotrzymała słowa. Zarabiam tyle, co mi się nigdy nie śniło. Oczywiście, nie mówię, że jest serio kolorowo, bo bywają gorsze chwile, ale.. Staram się jak mogę. I oto cały ja. Twoja kolej.
-Ciekawa ta Twoja historia. Jeśli chodzi o mnie, nie spodziewasz się tu sensacji. Ta opowieść jest dosyć...
-Żenująca?
-Auć. - gość jest dobry - Niee, bardziej.. Smutna.
-Wybacz. - spokojnie się wycofał ze swojej wypowiedzi.
-Nic się nie stało. Bo żenująca trochę jest. Dla mnie. Tak jak powiedziała Kels, jest jej przykro z powodu tego, co zaszło w moim życiu. Ale jest lepiej. Może kiedyś ci o tym opowiem, ale dzisiaj, nie będę psuć sobie nastroju.
-Chyba rozumiem.
-Chyba? - podniosłam podejrzliwie jedną brew.
-Żartuję.. W pełni cię rozumiem. Obczajam.. Jak to młodzież mówi.
-Heej.. - zaśmiałam się - Na pewno nie jesteś wiele starszy ode mnie.
-Może nie. Nie wypada pytać kobiet o wiek, więc nie spytam, ile już wiosen masz.
-Lepiej nie. - przybliżyłam swoją szklankę z piwem do jego. Stuknęliśmy się - Za nową znajomość.
-Dokładnie. - wypiłam łyk i odłożyłam ją na blat.
Impreza była świetna. Bawiliśmy się do białego rana. Poznałam parę nowych osób. Oprócz Kelsey, Louisa i Liama. Byli ciekawi. Jednak rozmowa polegała tylko na typowym: "Hej, jak się masz?". Nic więcej nie mogłam z nich wydusić, byli zbyt podpici.
Obudziłam się w jakimś pokoju o godzinie około dwunastej w południe i co zobaczyłam? Louisa śpiącego na kanapie, Harrego, który smacznie chrapał na dywanie i Liama wylegiwującego się na fotelu. Każdy z nich tak słodko spał. Aż musiałam im zrobić zdjęcia.
Jednak każdy z nich, miał w swojej krwi procenty. Bez nich, nie ma zabawy.
Strzeliłam im zajebistą fotę moim czaderskim aparatem w zarysowanym iPhone i pokręciłam głową z dezaprobatą.
Nie myślałam o Kelsey. Pewnie też śpi gdzieś w zakarku domu, a moje krząta się po domu sprzątając wymiociny i śmieci, które zostały po dżamprze.
Nie lubiłam dużych "melanży", jak to młodzież mówi. Kurde, zaczynam gadać jak Payne, co mnie wieczorem urzekł swoim urokiem osobistym. Zamieniam się powoli w tych ludzi. Kur... Kurde. To chciałam powiedzieć. Jestem kulturalna. Omal ugrzeczniona, a mówię takie brzydkie słowa. Eh, pieprzyć to.
Podeszłam do dużego lustra stojącego w samym rogu pokoju. Poprawiłam włosy. Moje loki, totalnie opadły. Ale miałam bardzo falowane włoski, więc nie było źle. Dlatego poprawiłam jeszcze sukienkę, by była równo ułożona i wyszłam z pomieszczenia. Była to najprawdopodobniej jakaś sypialnia albo pokój gościnny. Coś z wyżej wymienionych.
__________________________________________________________
Jezus, przepraszam, że to trwało tak długo, no ale mamy rozdział!!! Yeah yeah yeahs. Jak Wam się podoba? Miałam ogromną wenę, pierwszy raz, ale nie wiem, czy dałam coś z siebie nie na darmo, więc komentujcie tu na dole, wiecie co robić :)) Czekamy teraz, na rozdział trzeci, w wykonaniu Pauliny .:33
Bay bayski :*
Nie ukrywam, że zaczynam lubić to miejsce.
Wszystkie pomieszczenia były oświetlone, a ze wszystkich otworów już wydobywała się głośna, imprezowa muzyka. To coś dla mnie, choć do tańca nie jestem kiepska, tym razem sobie odpuszczę i zawrę znajomość ze znajomymi chłopaków. Żeby znów, nie było przede mną żadnych niepokojących tajemnic. Trzeba się rozejrzeć.
-Podoba ci się, co? - spytał po chwili mój chłopak.
-Owszem. - mruknęłam cicho i poszłam przed siebie, do wejścia. Na zewnątrz było zaparkowane mnóstwo samochodów. To wskazuje tylko na jedno: będzie to prawdziwy Projekt X jak na filmie. Ehh, już się nie mogę doczekać. Czujecie ten sarkazm? Tak. To będzie moja ostatnia noc w życiu.
-Chodźmy. - ponagliłam go. Po prostu zadzwoniłam do drzwi. Wymieniłam z Harrym zmartwione spojrzenia. Taa, on też się stresował. Widziałam to po nim - Miejmy nadzieję, że nie upijesz się tak jak zwykle , i że wrócimy żywi. - powiedziałam cichaczem. Zrozumiał to. Pokiwał potakująco głową.
-Będzie jeszcze jego dziewczyna, Kelsey. Więc uważaj, niezła z niej papla. Będzie chciała się zaprzyjaźnić. - zdradził. Mentalnie przeklnęłam. Ale może będzie fajną dziewczyną. Nic nigdy nie wiadomo.
Uśmiechnęłam się pod nosem i założyłam włosy za ucho.
W końcu, ktoś przekręcił gałkę po drugiej stronie drzwi. Otworzył nam, dosyć przystojny chłopak z ciemnymi włosami postawionymi na żel, w białym podkoszulku rozciętym po bokach, a w jego centrum napis "Leeds Festival". Na jego prawym bicepsie widniał tatuaż w postaci jelenia, a pod kośćmi obojczykowymi jakiś napis. To jedyne, co udało mi się zauważyć, bo zaraz się odezwał, więc skupiłam uwagę na jego szmaragdowych oczach. Uśmiechał się przemiło. Od razu mnie urzekł, nie zaprzeczę. Ale mam Harrego. Na szczęście. Już dawno byłabym w jego łóżku. Taka prawda. Typowy czaruś-imprezowicz.
-Witajcie na imprezie. Siemasz Harry. A ty pewnie jesteś... Alice, zgadza się? - ujął moją dłoń i ucałował jej wierzch. Zadrżałam, ale się uśmiechnęłam. Prawdziwy gentleman. Nie to co mój Hazza, ale i tak go kocham.
Pokiwałam głową.
-Proszę, wejdźcie. Zapraszam, zapraszam, nie bądźcie tacy nieśmiali. - zaśmiał się, a ja zaraz za nim. Styles rzucił mi spojrzenie, które mówiło: "Dusza człowiek. Mówiłem ci!". Tak. Właśnie tak.
Przeszłam przez zatłoczony hol. Roiło w nim się od ludzi, których nawet raz na oczy nie widziałam. Czemu się sobie nie dziwię? Nie mam aż tak dużo znajomych.
W tle leciał akurat Eminem z kawałkiem "WTP". Idealne na taką balangę. Dla innych. Bo ja akurat, takiej muzyki nie słucham. Za to Harry jak najbardziej, ale sądzę, że bardziej uderza w rockowe dźwięki. Przecież go znam. To miłość mojego życia, minęły dobre trzy lata. A ja wiem więcej o nim, niż on sam o sobie. I wzajemnie.
Tomlinson zaprowadził nas do barku w salonie, gdzie stała niewysoka dziewczyna. Z daleka nie dostrzegłam, ale wydawało mi się, że miała kręcone, blond włosy. Była ubrana w przewiewny, czarny top z płonącą czaszką, a na nogach jeansowe szorty. Ładna była. Auć, niezła. Lepsza ode mnie. Ah ta skromność.
-Hej. Ty pewnie jesteś Alice! - uśmiechnęła się i podała mi rękę, którą po jakimś czasie uścisnęłam - Świetna sukienka, masz ładne włosy, wiesz? - dziewczyna nie zastanawiając się dłużej, przytuliła mnie mocno. Aż nie mogłam oddychać. A więc tak się dzisiaj zaczynają wielkie przyjaźnie. Ani to przyjaźń ani wrogość. Coś pomiędzy tym - Chodź, naleję ci drinka. - bardzo bezdźwięcznie przekazałam Louisowi wiadomość pt. "Help me". Rozłożył bezradnie mówiąc w ten sposób: "Przykro mi" i to z taką satysfakcją, że aż przerażającą.
-Grzecznie się bawcie. - rzucił za nami Harry, na co jego koleżka zareagował rechotem. Ej, może być cool. Na razie..
Dziewczyna zaciągnęła mnie do kuchni i wyjęła wielki kielich. Nalała do niego tequillę oraz jakiś inny alkohol.
-Ale tak właściwie, Kelsey, to.. - żachnęłam się - Ja nie piję.
-Ile masz lat?
-17, na razie. Za tydzień kończę osiemnastkę.
-To czym ty się martwisz? Teoretycznie jesteś już dorosła. Nikt się nie wkurzy. Między innymi, sami tu dorośli, a i tak nie zwracają na nic uwagi. Do dna, kochanie. Nic nam nie zniszczy tej imprezy. - podała mi kieliszek. Jeszcze się wahałam. W końcu chwyciłam za szkło i przechyliłam. Jeszcze przez chwilę, zakrztusiłam się. Nie umiałam pić.
Dziewczyna poklepała mnie po plecach.
-Już dobrze. To dopiero początek.
-Nie chcę więcej pić. Wolę piwo korzenne. - wydusiłam. Przez to wszystko, aż wypłynęły z moich oczu łzy. Poleciało nie w tę ulicę, co trzeba.
-Jak wolisz. - dziewczyna wyjęła z lodówki czteropak piw w puszce. Położyła na stole, a ja wzięłam jeden i oparłam się o ścianę - Opowiedz coś o sobie. - zagaiła.
-Mam na imię Alice, mam 17 lat..
-To już wiem. - uśmiechnęła się lekko. Podeszła do mnie bliżej zgrabnym ruchem - Wiesz... Ładna jesteś. - zaczęła jeździć po moim ramieniu palcem, delikatnie chcąc odgarnąć moje włosy za plecy. Zagryzła wargę - Nie mów nikomu. Znamy się tak krótko, ale.. Wiedz, że jestem biseksualna. Nie zdziw się, jak dostaniesz ode mnie soczystego buziaka. - powiedziała. Miała coś ciekawego w oczach. O dziwo, nie bałam się. Byłam pozytywnie zaskoczona. Nigdy nie ciągnęło mnie w "ten" sposób do dziewcząt, jednak teraz byłam świadoma tego, co może się stać i.. Nie odtrąciłam tego na bok. To było miłe, że powiedziała to mnie, podczas, gdy poznałyśmy się dopiero przed minutą. Może to ostrzeżenie? A może poczucie zaufania? Lub oba? Tego jeszcze nie wiem, ale się dowiem, bardzo przypadkiem.
-Potrafisz dochować tajemnicy? - spytała błagalnym tonem.
-Tak. - szepnęłam. Dziewczyna odsunęła się z zadziornym uśmieszkiem i złapała za szklankę z whisky.
-Dzięki. - dodała głośniej - Mów dalej. - wzięłam głęboki wdech.
-Pochodzę z Nowej Angli. Jestem Amerykanką, ale od.. Jakiś paru lat mieszkam tutaj. Moja matka zmarła i.. Musiałam przenieść się do Holmes Chapel, do ciotki, która była moją jedyną rodziną. A właściwie to nie, bo mam jeszcze ojca. Ale po pogrzebie, od razu zabrał mnie tutaj i porzucił ciotce. Powiedział, że jeszcze nie może mnie wziąć do siebie, bo.. Bo ma dużo pracy na głowie i.. Takie coś może być dla niego trudne, mimo, że jestem już prawie pełnoletnia. Koniec końców, zostałam tutaj. Poznałam Harrego, tańczę balet i.. Daję lekcje dla małych dziewczynek, by zarobić na szkołę. Będę uczyła się w Akademii, ale bez funduszy nie jest to możliwe. Taka już jest moja dola. Wzięłam się do kupy i funkcjonuję sprawnie, jednak wracając do tematu ciotki, nie jestem mile widziana w jej sercu. Nie przepadamy za sobą. Ona chyba za mną, najmocniej. To okropne, ale radzę sobie z nią jak mogę. Po prostu nie udaję, że jestem na maksa wkurwiona i... - roześmiałam się cicho - Wybacz, nakręcam się.
-Oh nie, nie, nie. Nie martw się. To dobrze, że mi się tak zwierzasz. Lubię to. Darzysz mnie zaufaniem. Cieszę się z tego powodu. I... Przykro mi z powodu mamy. Przykro mi z powodu Twojego życia, że było takie marne. Ale teraz możesz się nim cieszyć i.. Nie zwracaj uwagi na ciotkę. To pewnie jakaś samolubna dziwka, która nie potrafi cię zaakceptować. Nie martw się, bo masz przyjaciół i kochającego cię chłopaka. Oni zawsze pomogą. Powiedz.. Zaprzyjaźnimy się?
-Spróbujmy. - rzekłam żwawo, dodając otuchy nie tylko jej, ale też i sobie samej. W podświadomości czułam, że mnie najbardziej pomoże. A Kelsey jest naprawdę, naprawdę warta mojego zaufania. Już kiedyś zaufałam komuś, na marne. Ten ktoś nie wykorzystał, ale w Kels, jest coś innego. Ona jest wyjątkowa. I wiem, że to zajdzie daleko, ale chcę spróbować.
Wróciłyśmy do chłopaków. Nie było ich dwóch, lecz trzech.
Przepchałam się przez ludzi, którzy stali mi na przeszkodzie, by przejść do naszej roześmianej grupki.
-Hej, chłopaki, znów. I witaj nowy. - zakomunikowała Kelsey patrząc ukradkiem na trzeciego chłopaka. Był to wysoki brunet o brązowych oczach, które dosłownie śmiały się. Wyglądał na miłego faceta.
-Jestem Liam, Liam Payne. Przyjaciel Louisa i Harrego. Miło mi poznać.
-Jestem Alice. - tym razem to ja zrobiłam pierwszy krok i podałam mu dłoń. Uścisnął ją śmiało.
-Miło mi. - powtórzył.
-A ja Kelsey. Laska Louisa. - wycedziła wyraźnie znudzona Liamem. Nie podobało mi się to, ale to nie moja sprawa, dlatego odwróciłam wzrok. Spojrzałam z powrotem na Liama. Kolejny raz, nim się obejrzałam, zostałam sama. A tak właściwie, to nie do końca, bo sam na sam z Paynem.
Uśmiechnęłam się kolejny raz nieśmiało i usiadłam na wysokim, barkowym krześle. Chłopak zrobił to samo.
-To.. Skąd jesteś? Dzisiaj postanowiłam, że będę starać się poznawać wszystkich znajomych mojego chłopaka i.. Louisa. Więc się spowiadaj. - brunet zaśmiał się.
-Zabawna z Ciebie dziewczyna, Alice.
-Oh. - moje policzki pokryły rumieńce. Ale szybko się ogarnęłam - Wiem. Staram się tylko wszystkich rozweselić.
-I dobrze Ci idzie, ślicznotko. Jestem z Wolverhampton, niedaleko Doncaster. Urodziłem się tam i skończyłem liceum. A chłopaków znam z castingu do X-factor. Nie udało się i.. Skończyłem pracując w nudnym antykwariacie. Ale poznałem Marię. Nie pamiętam dokładnie, jaki to był dzień, ale była to zima. Dziewczyna, która potrzebowała pomocy. Nie mogłem odmówić i..
-Ja przepraszam, że przerywam, ale kompletnie nie rozumiem, czemu wszyscy tutaj tak cholernie mi się zwierzacie ze swojego życia. Przecież to zbyt osobiste, by mówić pierwszej lepszej poznanej osobie.
-Nie jesteś pierwszą lepszą osobą. Przyjaciele moich przyjaciół, są przyjaciółmi i dla mnie. Nie czuj się wyrzutkiem... - chwila ciszy - A teraz daj mi dokończyć. Na czym to skończyłem? Aaa tak, no więc znalazłem ją w potrzebie. Nie mogłem odmówić, bo mam dobre serce. Czasami ludzie mówią mi "Jestes zbyt idealny, by żyć. Umrzyj". To mnie dobija, ale cóż. Pozwalam im w to wierzyć, bo.. Ideał nie istnieje. Ale ludzie uwierzą we wszystkie głupoty świata.
-Opowiadałeś o dziewczynie. Gubisz wątek. - skarciłam go żartobliwie.
-Masz rację. Zdarza mi się to. Nie będę cię karmił moimi mądrościami życiowymi, ale skończę opowieść o Marii. Wtedy zostaliśmy razem. A ona zaproponowała, że wyjdziemy do Doncaster, że zostawię moją nudną robotę. Obiecała, że załatwi mi lepszą fuchę. I rzeczywiście, tak się stało. Maria była jedną z najlepszych gimnastyczek w całym Yorkshire. Załatwiła mi pracę jako trener drużyny koszykarskiej. Idealna posada. Dotrzymała słowa. Zarabiam tyle, co mi się nigdy nie śniło. Oczywiście, nie mówię, że jest serio kolorowo, bo bywają gorsze chwile, ale.. Staram się jak mogę. I oto cały ja. Twoja kolej.
-Ciekawa ta Twoja historia. Jeśli chodzi o mnie, nie spodziewasz się tu sensacji. Ta opowieść jest dosyć...
-Żenująca?
-Auć. - gość jest dobry - Niee, bardziej.. Smutna.
-Wybacz. - spokojnie się wycofał ze swojej wypowiedzi.
-Nic się nie stało. Bo żenująca trochę jest. Dla mnie. Tak jak powiedziała Kels, jest jej przykro z powodu tego, co zaszło w moim życiu. Ale jest lepiej. Może kiedyś ci o tym opowiem, ale dzisiaj, nie będę psuć sobie nastroju.
-Chyba rozumiem.
-Chyba? - podniosłam podejrzliwie jedną brew.
-Żartuję.. W pełni cię rozumiem. Obczajam.. Jak to młodzież mówi.
-Heej.. - zaśmiałam się - Na pewno nie jesteś wiele starszy ode mnie.
-Może nie. Nie wypada pytać kobiet o wiek, więc nie spytam, ile już wiosen masz.
-Lepiej nie. - przybliżyłam swoją szklankę z piwem do jego. Stuknęliśmy się - Za nową znajomość.
-Dokładnie. - wypiłam łyk i odłożyłam ją na blat.
Impreza była świetna. Bawiliśmy się do białego rana. Poznałam parę nowych osób. Oprócz Kelsey, Louisa i Liama. Byli ciekawi. Jednak rozmowa polegała tylko na typowym: "Hej, jak się masz?". Nic więcej nie mogłam z nich wydusić, byli zbyt podpici.
Obudziłam się w jakimś pokoju o godzinie około dwunastej w południe i co zobaczyłam? Louisa śpiącego na kanapie, Harrego, który smacznie chrapał na dywanie i Liama wylegiwującego się na fotelu. Każdy z nich tak słodko spał. Aż musiałam im zrobić zdjęcia.
Jednak każdy z nich, miał w swojej krwi procenty. Bez nich, nie ma zabawy.
Strzeliłam im zajebistą fotę moim czaderskim aparatem w zarysowanym iPhone i pokręciłam głową z dezaprobatą.
Nie myślałam o Kelsey. Pewnie też śpi gdzieś w zakarku domu, a moje krząta się po domu sprzątając wymiociny i śmieci, które zostały po dżamprze.
Nie lubiłam dużych "melanży", jak to młodzież mówi. Kurde, zaczynam gadać jak Payne, co mnie wieczorem urzekł swoim urokiem osobistym. Zamieniam się powoli w tych ludzi. Kur... Kurde. To chciałam powiedzieć. Jestem kulturalna. Omal ugrzeczniona, a mówię takie brzydkie słowa. Eh, pieprzyć to.
Podeszłam do dużego lustra stojącego w samym rogu pokoju. Poprawiłam włosy. Moje loki, totalnie opadły. Ale miałam bardzo falowane włoski, więc nie było źle. Dlatego poprawiłam jeszcze sukienkę, by była równo ułożona i wyszłam z pomieszczenia. Była to najprawdopodobniej jakaś sypialnia albo pokój gościnny. Coś z wyżej wymienionych.
__________________________________________________________
Jezus, przepraszam, że to trwało tak długo, no ale mamy rozdział!!! Yeah yeah yeahs. Jak Wam się podoba? Miałam ogromną wenę, pierwszy raz, ale nie wiem, czy dałam coś z siebie nie na darmo, więc komentujcie tu na dole, wiecie co robić :)) Czekamy teraz, na rozdział trzeci, w wykonaniu Pauliny .:33
Bay bayski :*